"Super Express": - Jutro Senat zajmie się przepisami dotyczącymi inwigilacji obywateli. Opozycja alarmuje, że są one zamachem na wolności obywatelskie. Jest aż tak źle?
Katarzyna Szymielewicz: - Jest już bardzo źle, jeśli chodzi o dotychczasowy standard, jaki w Polsce obowiązuje w kwestii inwigilacji. Opozycja sama ma sporo na sumieniu i, choć miała taką szansę, nie zrobiła nic, by go zmienić. Nowelizacja przepisów autorstwa PiS nie tyle zmienia ten standard na jeszcze gorszy, ile utrwala już istniejący.
- Najwięcej emocji budzi sprawa inwigilacji internetu. Dla niektórych to koniec wolności w sieci.
- Rzeczywiście. Jest tu bardzo niepokojący element. Z jednej strony obecna nowelizacja utrzymuje to, co już było - czyli uzyskiwanie danych internetowych bez kontroli sądu. Wystarczyło, że policja czy służby mogły przyjść do firm teleinformatycznych i poprosić o dane użytkowników. Chętnie to robiły. Teraz będzie o tyle gorzej, że zgodnie z nowymi przepisami rozszerza się katalog czynności, w których mogą po to sięgać.
- Co się konkretnie zmienia?
- Do tej pory można było po te dane sięgać wyłącznie w ramach toczących się spraw. Musiało być prowadzone jakieś postępowanie. Obecnie ma być tak, że skorzystają z nich w ramach zapobiegania przestępczości. Policja może powiedzieć np., że bada problem narkotyków w szkole lub ściąganie nielegalnych plików z internetu. W związku z tym chce zrobić przegląd jakiejś grupy użytkowników, by rozpoznać sprawę, zanim jeszcze założy się sprawę.
- Czyli jak rozumiem, nowe przepisy dają możliwość szukania przestępców, zanim jeszcze przestępstwo popełnią?
- Trochę tak to wygląda. To, czego najbardziej się obawiamy, to profilowanie ludzi. Korzystając z narzędzi, które służby mają na podorędziu - a jest ich naprawdę sporo - będzie można prowadzić szeroko zakrojoną analizę użytkowników internetu. Do tej pory służby miały tylko narzędzie, a teraz zyskają podstawę prawną, by z nich korzystać.
- Jak to w praktyce może wyglądać?
- Są podstawy, by sądzić, że badając jakieś zagadnienie, będzie można bez problemu pobrać dane jakiegokolwiek serwisu, żeby coś przeanalizować i sprawdzić, czy nie dzieje się nic podejrzanego. Reasumując, mamy stary problem w postaci braku gwarancji prawnych chroniących dane internetowe, a do tego dochodzi nowy w postaci poszerzenia zakresu korzystania z danych internetowych i najnowsze ułatwienia techniczne. To musi niepokoić, bo to, razem wzięte, jest przepisem na masową inwigilację.
- Jesteśmy na nią skazani?
- W USA czy Wielkiej Brytanii służby miały prewencyjnie gromadzić wszystkie informacje o wszystkich. U nas na szczęście aż tak źle nie jest. Same przepisy nie wymuszają masowej inwigilacji, ale ją umożliwiają. Jeśli więc służby będą chciały z nowych i starych uprawnień skorzystać, będziemy mieli duży problem. Nie chcę jednak przesądzać, że tak musi być. Chciałabym jednak, żeby za tymi przepisami szła przejrzystość działań. Tak, by firmy i służby ujawniały, ile tego jest. Jeśli będziemy to wiedzieli jako obywatele, będziemy mieli nad tym jakąś kontrolę.
Zobacz: Dominik Kolorz: Zwolennicy KOD zorientują się, że to polityczna rozróba