"Super Express": - Wiele osób podkreśla, że nawet Korwin-Mikkemu zdarza się mieć sensowną ocenę rzeczywistości, choć nawet kiedy ma rację, przykrywa to swoimi innymi nieakceptowalnymi tezami. Czy ma, pana zdaniem, rację, kiedy twierdzi, że w Polsce rozpanoszyły się pasożyty, które obsiadły urzędy?
Prof. Krzysztof Rybiński: - Kiedy w 1990 roku nad Polską unosiły się jeszcze opary komunizmu, mieliśmy 158 tys. urzędników. W gospodarce centralnie planowanej, w której urzędnicy zajmowali się niemal każdym aspektem rzeczywistości, a w kraju funkcjonowało jeszcze 8,5 firm państwowych, było ich mniej niż obecnie! Dziś państwowych firm jest 50, mamy gospodarkę rynkową, a liczba urzędników przekracza już 500 tys.!
- Nie potrzebujemy ich aż tylu?
- Więcej niż połowa z nich wykonuje zupełnie zbędną pracę, przeszkadzając prywatnym przedsiębiorcom prowadzić swoje firmy, utrudniając życie zwykłym obywatelom i narażając nas wszystkich na wyższe podatki, z których tę urzędniczą armię finansujemy. Krótko mówiąc, Korwin-Mikke ma rację.
- Kiedy komunizm chylił się ku upadkowi, przyszli budowniczy III RP obiecywali, że skończą się czasy nomenklatury, a państwowi urzędnicy będą służyć obywatelom. Co się po drodze stało, że z tych planów nic nie wyszło?
- Na początku transformacji ustrojowej wystraszona klasa polityczno-urzędnicza z poprzedniego systemu się wycofała. Zdołali się przegrupować, zorganizować i od ok. 20 lat stopniowo budują swoje wpływy, produkując nowe przepisy, ustawy. A z każdym nowym aktem prawnym przybywa urzędników, którzy muszą to wdrażać i potem monitorować. Żeby było jednak jasne - ten proces trwał za rządów każdej formacji. Nie może być jednak tak, żeby w kraju kapitalistycznym urzędników było znacznie więcej niż w czasach systemu komunistycznego.
- Pana zdaniem ta urzędnicza armia stała się już świadomą siebie kastą, która broni własnych interesów wbrew interesom państwa i obywateli?
- W 2012 roku opublikowaliśmy wyniki badań dotyczących wpływu grup interesu na stanowione w Polsce prawo. Przebadaliśmy ponad 1300 ustaw gospodarczych uchwalonych od początku transformacji, sprawdzając, czyje interesy one realizują. Z tej analizy, robionej trzeba niezależnymi metodami, wyszło, że te akty prawne realizują interes grupowy kosztem interesu publicznego, a najbardziej wpływową grupą interesu w Polsce są urzędnicy.
- Polska przypomina panu świat Franza Kafki, który jako pierwszy dostrzegł i opisał grozę wszechwładnej biurokracji?
- Jeśli chodzi o biurokrację, to co dziś mamy w Polsce, nie śniło się nawet Kafce.
- Przerażający świat Kafki jest w porównaniu z Polską snem grzecznej dziewczynki?
- Nie tylko w Polsce, ale i w Brukseli mamy do czynienia z ostatnim stadium eurosocjalizmu. On w końcu upadnie i to już niedługo. Na gruzach tego systemu pojawi się nowy świat, który będzie znacznie lepszy niż to, co mamy obecnie.
- Ten świat będzie jak ze snów Korwin-Mikkego, w których zapanuje totalna anarchia, czy raczej ograniczeniem biurokracji do niezbędnego minimum?
- Tego nikt nie wie. Procesy, o których mówię, to nie spokojne zmiany, w których jedna partia traci na rzecz innej. Mówię o procesach rewolucyjnych. Jedno jest pewne - system, który dziś panuje w Europie, zbankrutował.
- Wracając do Korwina. Te zmiany, które pan przewiduje, będą promować takich ludzi jak on? Przestanie być polityczną anomalią, a stanie się kimś, do kogo trzeba zacząć się przyzwyczajać?
- W odróżnieniu od większości ludzi, którzy budują swoją opinię o Korwin-Mikkem w oparciu o jakieś hasła medialne, ja po prostu przeczytałem program jego partii. Gdyby Korwin miał pełnię władzy w Polsce i wdrożył ten program, to przez 6 miesięcy mielibyśmy burdel, ale potem nasz kraj rozwijałby się w tempie 10 proc. rocznie.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail