Rodzina w Polsce jest pozostawiona sama sobie. Wsparcie dla rodziców, którzy biorą na siebie największy ciężar, czyli odpowiedzialność za kolejne pokolenia, właściwie nie istnieje. Jedyna regularna pomoc skierowana jest do osób żyjących na skraju nędzy.
Przeczytaj koniecznie: Podwyżka VAT zrujnują rodziny z dziećmi!
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/podwyzki-zrujnuja-rodziny-z-dziecmi-aa-2nn4-iAc8-4jQf.html
Ogromna grupa rodzin, w których oboje rodzice uczciwie pracują, ledwo wiąże koniec z końcem, przy kompletnej obojętności państwa. Jesteśmy w tym fenomenem na skalę całej Unii. Wszędzie indziej standardem są dodatki rodzinne, które trafiają do ludzi bez względu na dochody, na takiej samej zasadzie jak w Polsce dodatek pielęgnacyjny, który otrzymują do emerytury i biedni, i bogaci.
Rozumieją to rządy nawet stosunkowo ubogich krajów: Litwy, Czech czy Ukrainy. Dodatki rodzinne są sprawiedliwą rekompensatą ogromnych wydatków na wychowanie dziecka. A dzieci są największym kapitałem społeczeństwa. To one będą je w przyszłości utrzymywać, pracując i płacąc podatki.
Śledząc poczynania polskich polityków można odnieść wrażenie, że żyją na jakiejś innej planecie, na której te powszechne prawa natury nie obowiązują. Od lat polityka rodzinna jest konsekwentnie zaniedbywana. W rezultacie jesteśmy najszybciej wymierającym społeczeństwem w UE, a w biedzie żyje co trzecie polskie dziecko, co stanowi najwyższy odsetek w Unii.
Trudno jest już na starcie. Jak założyć własny dom, skoro pensje, na tle innych krajów, są wyjątkowo niskie w stosunku do cen mieszkań? Pomoc państwa w ramach programu "Rodzina na swoim" narzuca minimalny metraż i ogranicza się do tych, których stać na wzięcie kredytu. I tak zresztą było zbyt wielu chętnych, więc rząd już od 2012 r. likwiduje program. Kiedy pojawi się dziecko, trudno jego wychowywanie połączyć z pracą.
Brakuje żłobków i przedszkoli, urlopy macierzyńskie są krótkie, a wychowawcze, to w Europie znów ewenement, właściwie bezpłatne. A przecież trzeba z czegoś spłacać kredyt mieszkaniowy. Gdy maluch podrośnie, przychodzi tzw. bezpłatna edukacja, na którą niektóre rodziny muszą we wrześniu zaciągać kolejny kredyt, bo Ministerstwo Edukacji we wspieraniu zysku wydawców podręczników przekroczyło już wszelkie miary.
Zobacz: "Czas robić dzieci" - minister Fedak chce budować żłobki
Zdawałoby się, że gorzej już być nie może. Ale Polak potrafi. Można przecież zlikwidować wszystkie jeszcze istniejące szczątkowe formy wsparcia rodziny. Resort finansów ogłosił właśnie, że jeśli budżet będzie w złej sytuacji, to Polacy nie będą mogli odliczać od podatku ulgi na dzieci. Do tego dochodzi podwyżka podatku VAT, która będzie najdotkliwsza dla rodzin o niskich dochodach.
Kto w tej sytuacji zdecyduje się na potomstwo, skoro według wyliczeń ekonomistów wychowanie jednego dziecka to koszt luksusowego samochodu, a za wydatki na dwójkę można by postawić dom? Donald Tusk twierdzi jednak, że zamożna rodzina w ogóle nie może dostawać pieniędzy od państwa na wychowanie dzieci. Przy czym zamożność według przepisów zaczyna się od 504 zł dochodu na osobę! A przecież ulga podatkowa nie oznacza, że państwo coś daje, tylko że zwraca część tego, co wcześniej nam zabrało.
Wielka dziura demograficzna wciąż rośnie i wsysa w szybkim tempie nasze społeczeństwo. Wkrótce bez młodych rąk do pracy czeka nas upadek systemu emerytalnego oraz skurczenie popytu i tąpnięcie całej gospodarki z powodu braku konsumentów.
Z kryzysem demograficznym, groźniejszym od ekonomicznego, coś trzeba robić. Posłowie koalicji wiedzą to, ale zamiast pomocy rodzinom wolą nałożyć na społeczeństwo kolejne obciążenia. Zaproponowali podatek rodem z PRL, czyli bykowe. Karanie Polaków za bezdzietność jest równie zasadne jak nałożenie na kierowców, niemogących się doczekać nowych dróg, podatku od stania w korku. Albo na pacjentów czekających w kolejkach podatku od braku szybkich postępów w leczeniu.
Patrz też: Rząd spłaci twój kredyt
Tak samo jednak jak korki nie znikną bez dobrych dróg, a kolejki w przychodniach bez naprawy służby zdrowia, tak samo dzieci nie zaczną się rodzić, dopóki nie polepszą się warunki, w jakich trzeba je potem wychowywać. Kto tego nie rozumie, musi być naprawdę przybyszem z innej planety.
Karolina i Tomasz Elbanowscy
Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców