"Super Express": - Rząd chciał ulżyć rodzicom i wprowadził ustawę o tzw. przedszkolach za złotówkę. Ofiarą zmian padły zajęcia dodatkowe, bo są po prostu za drogie.
Karolina Elbanowska: - Ostrzegaliśmy, że ta ustawa niesie ze sobą duże zagrożenia, bo pieniędzy nie wystarczy. Rząd będzie opowiadał bajki, że samorządy dostały dodatkowe fundusze i niech płacą za zajęcia dodatkowe. To jest jednak absolutna fikcja. Przekazane pieniądze nie zrekompensują ponoszonych wydatków, niezbędnych do funkcjonowania przedszkoli w obecnym kształcie.
- Wykładnia rządowa jest taka - dodatkowe zajęcia mogą prowadzić nauczyciele. To może się sprawdzić?
- To niestety niemożliwe. Nauczyciele przedszkolni to co prawda świetnie wykształceni ludzie, ale w swoim kierunku - są pedagogami. Nie są jednak kompetentni, żeby uczyć języka angielskiego czy prowadzić zajęcia z logopedii. Jeśli ich się do tego zmusi, to robi się dzieciom krzywdę, bo w wieku przedszkolnym chłoną wszystko słuchem i jeśli ktoś popełnia błędy, one się ich uczą. To samo z rytmiką. To osobny kierunek na studiach muzycznych, a nauczyciel przedszkola może przecież nie mieć słuchu, a to dla dzieci bardzo ważne zajęcia. Dzięki nim kształcą bowiem koordynację wzrokowo-ruchowo-słuchową. To pomaga w nauce czytania i pisania.
- Jak będą wyglądać przedszkola bez tych zajęć?
- Od dawna w wielu przedszkolach w najbiedniejszych gminach nie było nic poza surową podstawą programową, a wszystko poza tym fundowali rodzice. Interpretacje tych beznadziejnych przepisów są takie, że od rodziców nie można wziąć nawet pieniędzy na wycieczki. Mamy więc przedszkole sprowadzone do roli przechowalni. Mam zresztą wrażenie, że to działania celowe.
- W jakim sensie?
- W takim, że mają zmniejszyć dystans między przedszkolem a szkołą, by rodzice chcieli posłać do niej sześciolatki. Szkoła nigdy nie mogła się równać z polskim przedszkolem, które gwarantowało świetną opiekę i edukację. Dziś po likwidacji zajęć dodatkowych , ten kontrast może się komuś wyda mniej jaskrawy.
- A rząd twierdzi, że to wszystko na rzecz równości...
- To wyrównywanie szans walcem, który wyjeżdża i niszczy wszystko, co się da. A pierwsza nierówność jest taka, że dostanie się do przedszkola publicznego graniczy z cudem. Zajęcia w przedszkolach to była praktycznie najtańsza oferta na rynku. Większość rodziców może będzie stać na wożenie dzieci na drogie kursy. Za to dzieci z bogatych domów zostaną zapisane do prywatnych przedszkoli, gdzie zajęcia dodatkowe odbywają się w nieograniczonej ilości.
Karolina Elbanowska
Prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców