Zazdrościliśmy mu wszystkiego. Przygód, niebezpieczeństwa, no i postawy. Postawy reportera. Moralnego, obiektywnego, wnikliwego obserwatora, prawdomównego sprawozdawcy. Wielu z nas chciałoby być takimi jak on. Jak Kapuściński.
Prawda jest jednak potworem. Morduje złudzenia, odziera pomniki, zostawiając bardzo zwykłych ludzi. Biografia Artura Domosławskiego, o której "Super Express" pisze od kilku dni, pokaże zwykłego człowieka. Nie tego, który zachwycał nas przed laty. Dla mnie i dla wielu moich przyjaciół trochę za zwykłego, biorąc pod uwagę silny, zakorzeniony w sercu młodzieńczy mit o Kapuścińskim.
Nie mam już powodu zazdrościć i podziwiać człowieka, który donosił esbekom na znajomych, a być może przyjaciół. Reportera, który sprzeniewierzył się zawodowi, ganiając razem z komunistycznymi partyzantami z karabinem na ramieniu. Obserwatora, który opisywał trochę to, co zobaczył i przeżył, a trochę to, co mu się akurat wymyśliło. Kapuściński nas okłamał.