W pierwszym przypadku większe obawy może budzić nieprzewidywalny Trump, który przebąkuje o wycofaniu z Europy wojsk: "jeżeli nie zapłacą". Choć jest to zapewne równie realistyczne, jak zbudowanie finansowanego przez Meksykanów muru wzdłuż granicy USA.
W sprawie stosunku do Rosji z naszego punktu widzenia jedna kandydatura wydaje się gorsza od drugiej. W wywiadzie na str. 5 rosyjski politolog Siergiej Markow przekonuje, że Rosja bardziej obawia się Trumpa niż Clinton.
Moim zdaniem Rosja nie obawia się żadnej z tych kandydatur.
Nie chodzi nawet o to, że Hillary Clinton wygłupiła się swoim udziałem w tzw. polityce "resetu", zakładając przed wojną na Ukrainie, że z Putinem można się dogadać, odpowiednio go głaskając. Dziś Clinton już wie, że nie można, tym razem może będzie ostrożniejsza.
Nie chodzi też o to, że Trump już na pierwszym spotkaniu może z Putinem zrobić misia, bo dojdzie do wniosku, że znalazł w nim pokrewną duszę. W końcu obaj starzejące się żony wymieniają na, jak to ujął kandydat - "młode dupeczki". Trump co prawda oficjalnie, a Putin jakby mniej, ale kto widział "oficjalną fotograf" prezydenta Rosji i kilka innych "oficjalnych" przy jego boku, wie, co mam na myśli. Powiedzmy, że jest na czym zawiesić aparat.
Rosja nie obawia się żadnej z kandydatur, bo dookoła Trumpa i Clinton jest więcej ludzi związanych interesami z Rosją niż kiedykolwiek w dziejach wyborów w USA. W trakcie kampanii głośno było o szefie sztabu Trumpa Paulu Manaforcie i kilku innych postaciach biorących z Moskwy olbrzymią kasę. Trump, facet niespecjalnie interesujący się polityką międzynarodową, może być w wielu sprawach, choćby Europy Wschodniej, okręcony przez nich dookoła palca.
To, co u Trumpa może wynikać z niewiedzy i braku zainteresowania, u Clinton może budzić jeszcze większe obawy, bo wynika zapewne z wyrachowania lub świadomego planu. W otoczeniu Clinton są np. bracia Anthony i John Podesta. John jest szefem kampanii Clinton. Bracia Podesta znani są z reprezentowania za miliony związanego z Putinem rosyjskiego banku oraz aktywnego lobbingu na rzecz zniesienia antyrosyjskich sankcji. Clinton, w przeciwieństwie do Trumpa, nie może udawać, że nie wie, o co chodzi. Wie, ale jednak tego nie tłumaczy.
Zanosi się zatem na to, że przez cztery lata będziemy rozgrywani, wykorzystywani albo bagatelizowani ze względu na ignorancję albo świadomie. Tylko, w sumie, co to za różnica?
Zobacz: Wybory w USA. Zobacz, które stany trzeba zdobyć, aby wygrać [INFOGRAFIKA]