Super Express: Jak pan ocenia decyzję premiera o „uchyleniu kontrasygnaty”? Część konstytucjonalistów zarzuca mu łamanie ustawy zasadniczej.
Michał Kamiński: Jak sądzę ona jest wynikiem tego, że najpierw pan premier, zapewne pod presją okoliczności, bo nie wierzę, że była to urzędnicza pomyłka, uznał, że z jakichś powodów warto tę nominację kontrasygnować. W zamian za to prezydent, mimo spodziewanych oporów, zaakceptował kandydaturę, którą rząd przedstawił do Komisji Europejskiej.
- Chce pan powiedzieć, że premier „przehandlował” Sąd Najwyższy na rzecz stanowiska dla Piotra Serafina?
- Pani redaktor… nic nie przehandlował, bo dzisiaj się z tego wycofał.
- Więc jaki według pana był plan?
- Ja zakładam, że właśnie taki, tylko moim zdaniem od samego początku trzeba było uczciwie Polakom o tym powiedzieć. Bo ja o to nie mam pretensji do Donalda Tuska, być może ktoś ma, ale ja nie. Wiem bowiem jaka odpowiedzialność na nim spoczywa. I ta odpowiedzialność przekracza tę za doraźne emocje nawet najcenniejszych, najzacniejszych i najsympatyczniejszych ludzi. Bo to jest odpowiedzialność za funkcjonowanie państwa w bardzo trudnych warunkach.
- Teraz jednak decyzja o uchyleniu kontrasygnaty spotyka się z krytyką niektórych prawników, którzy twierdzą, że tworzy ona niebezpieczny precedens, bo wprowadza niepewność prezydenta co do aktów kontrasygnowanych przez szefa rządu. I to nie tylko teraz, ale także w przyszłości. Inni twierdzą, że to przewidziana prawem tzw. autokontrola.
- Ja rozumiem, że to jest sytuacja ekstraordynaryjna. Nie jestem ekspertem w dziedzinie konstytucyjnej, więc uchylam się od odpowiedzi na pytanie, który z prawników ma w tej sprawie rację. Nie wiem dokładnie jak to wygląda od strony prawnej, wiem natomiast jak to wygląda od strony politycznej: mam wrażenie, że doszło do, być może niewypowiedzianego, ale jakiegoś domniemanego układu w tej sprawie…
- ...układu z prezydentem?
- Tak, z prezydentem. I ten układ został dziś zakwestionowany. (…) Czy pani redaktor sobie wyobraża, że w tak ważnej sprawie najważniejszy urzędnik Donalda Tuska po prostu podaje mu dokument, który premier po prostu podpisuje nie wiedząc co podpisuje? Mam podstawy by tak sądzić, bo po drugiej stronie widzę akcję: najpierw Duda walił w bębny, że natychmiast żąda kontroli nad komisarzem itd., a później bez problemu się zgodził. I bardzo dobrze, że tak się stało. Gdybyśmy bowiem mieli dziś w Unii Europejskiej wojnę o komisarza między prezydentem a rządem, to byłoby dla Polski w nieporównany sposób gorsze niż dzisiejsze problemy wizerunkowe, które mamy jako koalicja rządowa.
- A macie?
- No tak, bo dzisiaj pan premier, ja i inni musimy się tłumaczyć z kontrasygnaty, która została wycofana, a cały spór dotyczy tego czy szef rządu jest na tyle nieroztropny, że nie wie co podpisuje – w co nie wierzę, bo mam do niego zaufanie, a z drugiej strony dealu politycznego z panem prezydentem. Ale proszę mi wierzyć, że to nie jest problem fundamentalny dla państwa.
- Przywracanie praworządności to jest kwestia fundamentalna.
- Tak, ale kwestia bezpieczeństwa i funkcjonowania państwa w warunkach, za które wziął odpowiedzialność Donald Tusk jest odpowiedzialnością podstawową, która na nim spoczywa. (…) Teraz skoncentrujmy się na tym, aby wygrać wybory prezydenckie i aby następny prezydent RP nie postępował podobnie jak Andrzej Duda. Na dziś jest daleko nierozstrzygnięte kto będzie jego następcą. Trzymam kciuki żeby był to prezydent, którego koalicja rządowa poprze wspólnie, jeśli nie w pierwszej to w drugiej turze.
- Pan jest nadal zwolennikiem idei wystawienia wspólnego kandydata?
- Tak.
- I kto to powinien być?
- Radek Sikorski.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka