"Super Express": - Trybunał w Strasburgu, orzekając w sprawie polskiego dziennikarza, uznał, że nie można karać za publikację wywiadów bez autoryzacji. Ten wyrok zmieni coś w naszym kraju?
Kamil Durczok: - Na ile znam prawo, orzecznictwo nadal prowadzone jest na gruncie krajowym i wyrok Trybunału z formalnego punktu widzenia niewiele zmienia. Daje on jednak sygnał do rozpoczęcia debaty w naszym dziennikarskim gronie, które samo w kwestii autoryzacji jest podzielone. Dopiero potem możemy starać się zmieniać prawo.
- Chyba najwyższy czas na zmianę. Trybunał zwrócił uwagę na komunistyczny rodowód autoryzacji, która w założeniu miała charakter cenzury prewencyjnej.
- Każdy rozsądny dostrzega różnice między językiem mówionym a pisanym. Do momentu, w którym język pisany oddaje sens wypowiedzi, wszystko jest w porządku. I pan, i ja znamy naszych kolegów, którzy potrafią wypaczyć czyjeś słowa. W takim wypadku nie odwoływałbym się jednak do rodowodu komunistycznego, ale do zwykłej dziennikarskiej rzetelności. Jeśli jako środowisko będziemy ją gwarantowali, autoryzacja w oczywisty sposób nie będzie potrzebna.
- Przy rezygnacji z autoryzacji większa będzie odpowiedzialność dziennikarza za swój materiał?
- Jeśli byłaby większa odpowiedzialność za to, co ukazuje się w prasie bez autoryzacji, wydaje mi się, że byłby to dobry kierunek. A na pewno oszczędzi dziennikarzom roboty.
- Życzy pan sobie autoryzacji naszej rozmowy?
- (śmiech) Oczywiście, że nie.