Leszek Miller: Kajakarz śródlądowy

2015-02-18 3:00

Pan prezydent - jak wiadomo miłośnik harcerstwa - pochwalił się nową sprawnością. Tym razem z dumą zaprezentował się jako "kajakarz śródlądowy". Obwieścił to światu przy okazji odznaczania pana Aleksandra Doby, kajakarza atlantyckiego.

"Kajakarstwo śródlądowe" to sport z dużymi tradycjami, a jeśli pamiętać, że kolegą pana prezydenta po wiośle był Jan Paweł II, też kajakarz śródlądowy, to są to tradycje - nie bójmy się tego słowa - wielkie. Teraz trzeba być tylko godnym swoistego etosu kajakarzy śródlądowych, którzy - zwłaszcza tych płynących pod prąd - zawsze pozdrawiają serdecznym "dzień dobry". Na razie panu prezydentowi ta trudna sztuka się nie udaje. Poszturchuje dr Magdalenę Ogórek wiosłem, jak tylko umie. Np. nazywając ją "czeladnikiem", a więc kimś, kto ma panu majstrowi narzędzia potrzymać, pani majstrowej na zakupy skoczyć, a nie na stołek pana majstra spoglądać.

Zobacz też: Leszek Miller o Magdalenie Ogórek: To twarda kobieta!

Tymczasem z sondażu Millward Brown dla TVN wynika, że pośród politycznych wyjadaczy Magdalena Ogórek z 7 procentami zwolenników zajmuje trzecie miejsce wśród pretendentów do urzędu prezydenta. W poprzednim sondażu, opublikowanym pod koniec stycznia, na dr Ogórek chciało głosować 5 procent respondentów. Trzeba pamiętać, że przez te trzy tygodnie zwolennicy obecnego prezydenta ze skóry wychodzili, żeby tylko ją pognębić, ośmieszyć, zdeprecjonować. To, co w miniony weekend - po konwencji SLD, na której Magdalena Ogórek zaprezentowała swój program - wyprawiały media i politycy wspierający prezydenta Komorowskiego, przekraczało wszelkie granice. "Czarny koń Millera" to stosunkowe najłagodniejsze określenie. W TVN na dr Ogórek konsekwentnie mówi się per "kandydatka Ogórek", wcale nie maskując pogardliwego tonu, jaki towarzyszy temu określeniu. Stacja zamieniła się w propagandową maczugę, którą bez wstrętu biorą do ręki nawet mili skądinąd ludzie. Czynią to oczywiście w białych rękawiczkach - jak kat Maciejewski. W programach roi się też od upadłych i nieudacznych gwiazd lewicy, którym poprzez występ przed kamerą sztucznie przedłuża się ich ważność pod warunkiem, że wezmą Magdalenę Ogórek pod obcasy. Ale nie tylko oni i nie tylko tam. Z ochotą włączają się do tej medialnej roboty wszyscy, którzy wiedzą, z której strony chleb jest masłem posmarowany. Co chwila wynajdują jakieś kwity. Ostatnio znowu zaatakowano męża pani Ogórek, nie biorąc wszakże pod uwagę, że z tą skalą przewinień nie miałby szans w PO. Tam się robi dopiero prawdziwe interesy. Jednym z najczęściej powtarzanych zarzutów pod adresem dr Ogórek jest to, że nie wie, co mówi.

Tymczasem prezentując obszary swojej przyszłej prezydenckiej działalności ona ani na milimetr nie wykroczyła poza granice nakreślone przez Konstytucję. Nie są więc to żadne "obietnice nie do zrealizowania", tylko zapowiedź nowej jakości w polityce. I tego jej przeciwnicy boją się najbardziej, czują, że może wstrząsnąć ich stanem posiadania, że mogą się z nią utożsamić młodzi gniewni. W Polsce, kraju wielkich różnic dochodowych między obywatelami, jest ich bardzo dużo. Z wściekłości nie chodzą do żadnych wyborów, ale na dr Ogórek mogą zagłosować. Ona mówi do nich, przeszła tę samą drogę, którą oni starają się pokonać. Jest prawdziwą alternatywą, a nie płynącym z prądem i pomachującym wiosłem "kajakarzem śródlądowym".

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail