Cała awantura o marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego zaczęła się od tego, że polityk zamieścił w ubiegły piątek, czyli 25 marca, na Twitterze nagranie, skierowane do Rady Najwyższej Ukrainy, w którym przepraszał, że "niektóre firmy w haniebny sposób kontynuują działalność w Rosji, że nadal przez Polskę jadą tysiące tirów na Białoruś" i dalej dodał, że "nadal rząd importuje rosyjski węgiel i nie potrafi zamrozić aktywów rosyjskich oligarchów". - W ten sposób z niedającą się zaakceptować hipokryzją, nadal - nawet wbrew intencjom - finansujemy zbrodniczy reżim, który zdobyte pieniądze zużywa na mordowanie niewinnych ludzi - powiedział senator Grodzki.
Czarne chmury nad Grodzkim
W reakcji na tę wypowiedź Tomasza Grodzkiego senatorowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w czwartek, 31 marca wniosek o dymisję marszałka Senatu. Uznali, że miarka się przebrała! Z kolei w piątek, 1 kwietnia Jarosław Kaczyński gościł rano w Programie Pierwszym Polskiego Radia. Prezes PiS zapytany o powodzenie głosowania nad wnioskiem o odwołanie marszałka Grodzkiego odpowiedział wprost: - Czasem wnioski się stawia przyjmując wysoki poziom ryzyka, że się nie uda, ale to jest po prostu moralne zobowiązanie. Ta wypowiedź była tak haniebna, że trzeba było coś takiego zrobić.
Kaczyński przyznał, że dla części polityków Platformy Obywatelskiej Grodzki może być obciążeniem. - Co bardziej rozgarnięci politycy tej partii pewnie tak sądzą, tylko że wykorzystanie tej okazji, żeby tego obciążenia się pozbyć, jest z ich punktu widzenia w najwyższym stopniu niezręczne. Ale może się mylę. Jeżeli się mylę, to będę się bardzo cieszył - przyznał szef PiS.