Jeśli wybory do Sejmu odbyłyby się w tym tygodniu, wygrałaby je Zjednoczona Prawica-Prawo i Sprawiedliwość zdobywając 41,5 proc. głosów. PiS osiągnęłoby taki wynik, gdyby mierzyło się z opozycją zjednoczoną w szerokiej koalicji (PO-PSL-Wiosna-SLD-Nowoczesna-Zieloni), która mogłaby liczyć na 38,2 proc. głosów. Byłyby to jedyne ugrupowania, które dostałyby się do Sejmu.
Progu wyborczego nie przekroczyłoby ani Kukiz’15 (3,7 proc.), ani Konfederacja (3,4 proc.), ani Partia Razem (2,4 proc.). Ponad 10 proc. wyborców nie zdecydowało, na kogo oddaliby swój głos.
Do urn zdecydowanie wybrałoby się 38 proc. uprawnionych do głosowania, raczej zrobiłoby to kolejne 14 proc. Po zsumowaniu dałoby to frekwencję na poziomie 52 proc., a więc nieznacznie wyższą niż w wyborach parlamentarnych z 2015 r., kiedy w głosowaniu wzięło udział 50,92 uprawnionych Polaków.