Nie jest tajemnicą, że Kaczyński ceni skromność i nie w smak mu oskarżenia, że ludzie z jego otoczenia traktują państwo niczym dojną krowę. To on stoi za zmniejszeniem poselskich wynagrodzeń, to on po aferze z nagrodami, postanowił, że ministrowie nie będą już dostawać bonusów. - Ma być dużo skromniej – zapowiadał.
Ale nie wszędzie udało mu się zaszczepić tę ideę. Kilka tygodni temu jak grom z nieba spadła informacja, że „dwórki” Glapińskiego mogą liczyć na pensje wyższe niż prezydent, czy premier. Jak twierdziły media, Sukiennik, będąca szefową gabinetu prezesa NBP mogła liczyć na 40 tys. zł, Martyna Wojciechowska, dyrektor departamentu promocji – nawet 65 tys.! Informacji tych nie potwierdzono – NBP nie chciał podać konkretnych kwot. Teraz do afery odniósł się prezes Kaczyński.
Afera zaczyna się wtedy, gdy ktoś osiąga wielkie, nielegalne korzyści. Prawdziwa afera jest jednak wtedy, gdy władza na to nie reaguje. Mnie osobiście zniesmaczyła sprawa zarobków dwóch pań w Narodowym Banku Polskim. To sytuacja niestosowna, ale również w niej trudno się dopatrzeć złamania prawa. Zresztą my na sprawę owych pań zareagowaliśmy, przyjmując szybko ustawę o jawności zarobków – powiedział prezes w rozmowie z tygodnikiem „Sieci”.