Polityka zasadniczo składa się z dwóch komponentów – zarządzania i gry politycznej. Ten pierwszy to tworzenie rozwiązań, które nie tylko pomagają utrzymać się u władzy, ale przy okazji rozwiązują problemy i ułatwiają życie obywatelom. Drugi to brutalna walka o władzę i wpływy, o to kto komu pierwszy wbije nóż w plecy. O ile pierwsza kadencja Zjednoczonej Prawicy mijała głównie na wprowadzaniu kolejnych mniej lub bardziej udanych pomysłów politycznych, o tyle obecna to nieustanna kopanina, wjeżdżanie z bodiczka, chwyty poniżej pasa i dzikie awantury. Jak nie między PiS i Gowinem, to między Nowogrodzką a Ziobrą.
Z jednej strony, Kaczyński wyraźnie nie potrafi się pogodzić ze wzrostem uzależnienia PiS od dawnych przystawek, które po wyborach w 2019 r. wyrosły na coraz częściej manifestujące swoją niezależność podmioty polityczne. Z drugiej, i Gowin, i Ziobro doskonale rozumieją, że Zjednoczona Prawica nie jest wieczna i szukają sposobu na polityczne przetrwanie. Gowin robi to subtelniej, Ziobro idzie przy tym na rympał. Te namiętności są nie do pogodzenia, więc siłą rzeczy Zjednoczona Prawica to wypadek, który tylko czeka, by się wydarzyć.
Tym razem to Kaczyński postanowił zaatakować pierwszy, choć doprawdy trudno zrozumieć, czemu uważał, że da się łatwo spacyfikować Gowina. Już wiosna zeszłego roku i kryzys wokół wyborów prezydenckich powinien mu dać do zrozumienia, że lider Porozumienia wcale nie jest tak osamotniony w własnej partii, jak się wielu wydawało. Co ugrał eskapadą Bielana? Na razie niewiele, ale być może nie chodziło tu o szybkie zwycięstwo, ale o permanentną destabilizację Porozumienia. Mówiąc krótko, prezes postanowił zrobić Gowinowi Donbas – niczym Putin na wschodzie Ukrainy prezes tworzy na terytorium Gowina obszar chaosu, którego nie zamierza anektować, ale dzięki niemu w przewidywalnej przyszłości podważać jego polityczną niepodległość. Kreml pokazał już, jak skuteczne to narzędzie, kiedy nie możesz zniszczyć przeciwnika.