"Super Express": - Obchodził pan rocznicę 13 grudnia?
Mariusz Kamiński: - Tak, oczywiście, byłem na rocznicowej manifestacji. To poważne wydarzenie i dziwią mnie te histeryczne ataki na PiS i Jarosława Kaczyńskiego.
- Może sam się na nie wystawił? Po co 31 lat po stanie wojennym słowa o tym, że było mu ciężej niż internowanym?
- Rocznice w sposób naturalny skłaniają do osobistych refleksji. Drwiny z takich wspomnień są niestosowne. Ja, jak wielu młodych w tamtym czasie, byłem działaczem NZS. Współpracowałem m.in. z Grzegorzem Schetyną czy Jackiem Protasiewiczem z PO. I choć jesteśmy dziś po przeciwnych stronach politycznego sporu i niespecjalnie szanuję to, co robią, to nie będę podważał ich zasług z tamtych lat. To elementarna przyzwoitość. Dlatego uważam, że ci, którzy dzisiaj atakują opozycyjną przeszłość Jarosława Kaczyńskiego, sami sobie wystawiają świadectwo.
- Kłamstwo zarzucił Kaczyńskiemu Piotr Piętak, redaktor podziemnych "Wiadomości".
- Ten pan jest bliskim współpracownikiem Ludwika Dorna. Możliwe, że to rzutuje na jego niesprawiedliwe oceny przeszłości. Niestety, napastliwe opinie wygłaszane dziś wobec liderów politycznych przez niektórych byłych opozycjonistów często wynikają z ich aktualnych poglądów. Wierzę, że przyzwoite osoby nie przyłączą się do tej nagonki. Nie akceptuję takiego licytowania się zasługami.
- Ale taką licytację uprawia zarówno prezes Kaczyński, jak i premier Tusk. Tusk wspominał o zainteresowaniu jego osobą SB. O tym, że "szedł do Stoczni z pełnym przekonaniem, że przyjdzie mu zginąć". Czy najważniejsi politycy nie powinni skupić się na istotnych dziś sprawach?
- Ani Kaczyński, ani Tusk nie byli wówczas przywódcami opozycji, nie byli internowani, ale obaj byli odważnymi działaczami. I chwała im za to, że potrafili w tamtym okresie przeciwstawiać się złu. W tym, że ktoś coś wspomina, nie ma niczego złego. Jeśli ktoś jest szczery i zbyt uczciwie prezentuje swój ówczesny ogląd rzeczywistości, to staje się obiektem odbierających godność ataków.
- Na marszu 13 grudnia politycy PiS porównywali obecne rządy Tuska do czasów Jaruzelskiego.
- Język manifestacji jest uproszczony. Oczywiście Polska 2012 r. nie jest tym, czym PRL z 1981 r. Warto jednak podkreślać dzisiejsze zagrożenia dla standardów demokratycznych. Zwłaszcza dla wolności słowa, mediów, debaty publicznej. PO ma też pewien rys autorytarny, co wyraża choćby w chęci postawienia lidera opozycji przed Trybunałem Stanu, bez żadnych podstaw, w pięć lat po jego rządach.
- PO pokaże, że "chcieliśmy rozliczyć Kaczyńskiego, ale się nie dało". Albo premier Tusk powie: "To kilku kolegów chciało, a ja nie byłem mściwy". Pan wie, że Kaczyński przed Trybunałem nie stanie.
- Ale to pokazuje sposób myślenia tych ludzi. Uruchomili procedurę odebrania liderowi opozycji praw wyborczych, sugerując mniej zorientowanym, że dochodziło za jego rządów do jakichś skandalicznych nadużyć. Chcą też nowelizować Kodeks karny pod kątem "mowy nienawiści" także w sprawach politycznych. Wszczynać śledztwa z urzędu. Minister Boni chce powołać radę złożoną z urzędników, która miałaby decydować, co jest, a co nie jest mową nienawiści...
- Idiotyzmem było porównywanie rządów Kaczyńskiego do III Rzeszy czy stalinizmu. Idiotyzmem jest jednak także porównywanie rządów Tuska do Jaruzelskiego. Po co to "gorzej niż za komuny"?
- Nie sugerujemy, że Tusk to kolejny Jaruzelski. Taka prosta analogia jest niewłaściwa. Żyjemy w wolnej i niepodległej Polsce. Widzimy jednak zagrożenia. Dziś Polacy borykają się z biedą i bezrobociem, a arogancka władza wydaje się z siebie niezwykle zadowolona.
- A nie jest tak, że staliście się nieco cyniczni? Kiedy powstawał PiS, nawet przeciwnicy uważali was za autentycznie wierzących w to, co mówicie. Dziś nawet zwolennicy przypuszczają, że często gracie pod wyborcę. Słowa o "zamachu na 99 procent", "zdradzie" to nie gra?
- Nie można tak mówić. Droga do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pokazuje, że nie kalkulujemy, co nam się opłaci. Przecież my wiemy, że niektóre działania i wypowiedzi spotkają się z ośmieszaniem, agresją. Niektóre wywołają spadek poparcia w sondażach. Ale przecież nie przestaniemy mówić tego, co uważamy za prawdę tylko dlatego, że może to być niepopularne.
- No ale ci "więźniowie polityczni"... O kogo prezesowi PiS chodziło?
- W Polsce wbrew pozorom dochodzi do ścigania i karania ludzi za słowa nieprzychylne rządowi, krytykujące premiera lub prezydenta. Do ścigania tych osób wykorzystuje się ABW, policję i prokuraturę. A przecież ludzie mają do tej krytyki prawo. Jako opozycja powinniśmy mówić pewne rzeczy ostrzej. Choćby o rynku mediów. TV Trwam, sprzedaży "Rzeczpospolitej" przyjacielowi rzecznika rządu, który później usuwa niewygodnych dziennikarzy. To jeszcze nie jest PRL, ale już pęd do aksamitnego autorytaryzmu.
Mariusz Kamiński
Wiceprezes PiS, twórca CBA