Opowiada nam ważny polityk PiS z bliskiego otoczenia Kaczyńskiego: - Chcielibyśmy zmienić ordynację wyborczą. Wprowadzić tak zwany system proporcjonalno-większościowy. Czyli z jednej strony polityczna walka w okręgach jednomandatowych, a z drugiej gwarancja, że ci, którzy powinni wejść ze wskazania partyjnego, i tak wejdą - tłumaczy.
Do tego kompetencje Trybunału Konstytucyjnęgo miałby przejąć Sąd Najwyższy. Ale najważniejsze byłoby osłabienie roli prezydenta. - System kanclerski, jak np. w Niemczech, gdzie pełnia władzy należy do szefa rządu. Prezydent tu nic nie ma do gadania - podkreśla nam ważny polityk PiS.
W takim systemie, jak tłumaczy prof. Kazimierz Kik, prezydent sprowadza się do roli figuranta. - Prezydent już nie współdecydowałby (tak jak jest teraz w Polsce) o polityce zagranicznej, polityce obronnej czy bezpieczeństwa. To kanclerz decydowałby o wszystkim. Prezydent nie miałby prawa weta, nie mógłby składać projektów ustaw - wylicza nam politolog.
By zmienić konstytucję, PiS potrzebuje 307 głosów (tej chwili ma 234 posłów). Ale nieoficjalnie mógłby liczyć na poparcie ruchu Kukiza, PSL, a także tworzącego się koła Kornela Morawieckiego (75 l.). Wtedy PiS miałby 290 posłów.
- Będziemy szukać szerokiego poparcia dla zmiany konstytucji - deklaruje nam rzecznik klubu PiS Beata Mazurek (49 l.).
Co na to opozycja? - To absurdalny pomysł. Kaczyński to mały, sfrustrowany człowiek o mentalności dyktatorka. Mam nadzieję, że w przyszłej kadencji Sejmu też tego nie zrobi, bo nie wygra wyborów - komentuje nam Stefan Niesiołowski (72 l.) z PO.
Zobacz: Jest pozew! Shirley Watts rozpoczęła walkę ze stadniną w Janowie Podlaskim