"Super Express": - Witam w programie "Więc Jak". Naszym dzisiejszym gościem jest Krzysztof Rutkowski. Chyba detektyw, ale o to zaraz spytam. Pan jest w końcu jeszcze detektywem, czy nie?
Krzysztof Rutkowski: - Powiem tak: nie mam licencji detektywa w Polsce, ale jestem właścicielem biura detektywistycznego. Obiecałem, że pojadę do Niemiec... I brak czasu. To zwykła formalność.
W Niemczech pana zatrzymali, przekroczył pan prędkość. Zapłacił chyba kilka tysięcy kartą. I miał pan czas zapłacić, a nie miał pan czasu, na to...
Mandat 1750 euro.
Z karty?
Z karty.
I nie aresztowali pana?
Nie.
I nie miał pan czasu w Niemczech, żeby odebrać tą licencję? Nie mam czasu, żeby pojechać i załatwić tę formalność, którą można załatwić bez większego problemu.
Mniej ostatnio pana w mediach. Tak czy nie?
Niekoniecznie, niekoniecznie... Ostatni poniedziałek - Uwaga TVN24. Media lokalne, łódzkie. Cenię sobie współpracę z Mazurkowem, którego znamy wspólnie. Muszę powiedzieć, że jest stabilnie i wystarczająco.
Jakie sprawy, takie ważne, medialne... Grube, jak pan mówi, teraz pan realizuje?
Realizujemy teraz bardzo duże sprawy...
Jakie?
Medialnie wchodziłyby na pierwsze strony, ale nie chcemy o nich mówić. Działania, które prowadzimy na terenie państw skandynawskich i dotyczą też m.in. dzieci... Nie chcę o tym mówić, żeby nie ściągać problemów na biuro czy bezpośrednio na siebie.
Pan jest takim "dobrym porywaczem". Porwał pan w dobrym sensie polskie dzieci w Norwegii. I już pan tam nie może wjechać...
Mogę wjechać. Nie mam zakazu wjazdu ani żadnych postanowień w tej sprawie. Jak zachowaliby się policjanci norwescy - nie wiem. Może chcieliby mnie przesłuchać, ale nie ma jakichkolwiek sankcji przeciwko mnie. To byłoby zapisane. Gdyby policjanci norwescy chcieliby mnie przesłuchać, to mogliby to zrobić na zasadzie współpracy międzynarodowej. Tego do tej pory, po akcji słynnej z Nicolą, a także dzieckiem rosyjskim, Aleksandrem w czym uczestniczył "Super Express", nie zrobiono jednak tego. Nikt mnie o to nie pytał. Dużo podróżuję za granicą, jestem kontrolowany na lotniskach i ciągle na wolności. Nie ukrywam jednak, że gdy leciałem do Edynburga...
Raz pana gdzieś zatrzymali.
To była sprawa w Grecji, za odbicie dziecka. Nie byłem zatrzymany, ale byłem przesłuchiwany przez sędziego śledczego w sądzie. I nie ukrywam, mogło tam dojść do awarii i to dość dużej...
Awarii?
Dokładnie tak. Pierus w innym wydaniu.
Mógł pan tam zostać kilka lat?
Jeżeli chodzi o dzieci wywożone z Grecji, to Grecy stają się bardzo agresywni. Żądają natychmiast powrotu małego obywatela Grecji. Wywiozła go z kraju matka, przy udziale moich pracowników. Niemniej muszę powiedzieć, że najmniej dbającym o swoje dzieci krajem jest Polska.
Muszę o to zapytać. Te ciemne okulary to te same, co u red. Kolędy Zalewskiej?
Nie, to są inne. Ostatnio było jednak szalik. "Państwo w państwie", pani Młynarska zwróciła uwagę, że ja się lansuję. Choć to była zima.
Ok, koniec żartów. Poważna sprawa Katarzyny W. Zeznawał pan w sądzie jako świadek. I zeznał pan co?
Przede wszystkim na temat stosunku Katarzyny W. od samego początku do mnie. Bardzo się mnie bała...
Od początku?
Tak, od początku. Matka, która traci dziecko prosi osobę, która jest dla niej nadzieją na odzyskanie półrocznego dziecka. I ona zachowywała się bardzo niestosownie do okoliczności. To zwróciło moją uwagę...
Niestosownie, to znaczy jak? Mówiła: Rutkowski, idź do domu, nie truj mi?
Nie, ona tak nie mogła się tak zachować, bo byłoby to zbyt wyzywające w stosunku do osób, które mnie tam zaprosiły. Poświęciła mi 10 minut i wyszła, uciekając przede mną.Jak się odzywała? Była niegrzeczna? Niechętna?
Wręcz przeciwnie. Była grzeczna i bardzo zgaszona. Nie robiła jednak niczego w kierunku odzyskania dziecka. Nie zachowywała się tak, jak matka, która straciła dziecko. W wielu przypadkach miałem kontakty z matkami, które utraciły dzieci, tak w przypadku porwań dla okupu, bądź rodzicielskich.
I czuł pan, że coś jest nie w porządku?
Miałem cztery warianty przedstawione na początku, plus piąty o którym nie chciałem mówić.
Dziś wierzy pan w kocyk?
Co do kocyka, zrobiliśmy eksperyment z pańskimi dziennikarzami.
Pamietam.
I ten eksperyment wykluczył tę wersję. Braliśmy pod uwagę inne... Nawet gdyby Katarzyna W. zamordowała własne dziecko, ale zachowywała się wobec wszystkich - policji, prokuratury, nas - w porządku, to odpowiadałaby zapewne z wolnej stopy.
Co z Bartkiem? Miał pan z nim bardzo dobre relacje, ale ostatnio uległy ochłodzeniu...
Nie uległy ochłodzeniu, po prostu każdy poszedł w swoją stronę.
Nakręciliśmy z nim film, będzie emitowany w poniedziałek w Polsacie i Super Expressie.
Obecnie nie mam po prostu powodu i potrzeby komunikacji z Bartkiem.
Pojawiły się zarzuty, że podsłuchiwał pan ich w swoim łódzkim mieszkaniu. Może się pan ustosunkować do nich teraz.
To nie jest tak, że ja podsłuchiwałem ich w mieszkaniu...
Ja też nie...
"Patriot 24", redakcja, która miała przejąć lokal, zainstalowała pod tym adresem...
Pańska redakcja. Pan jest wydawcą.
Tak, jestem. I pod tym adresem mieści się redakcja, na Piotrkowskiej 121 w Łodzi, jest redakcja Patriot24.net. I pod tym adresem redaktor naczelny zainstalował odpowiednie urządzenia nasłuchowe, w celu bezpiecznych rozmów z osobami które przekazują...
Urządzenia video też?
Audio-video.
Czyli macie też seks-taśmy?
Dokładnie. My nie mamy...
Chwilę, powiedział pan: "dokładnie"!
Ale zaraz, zaraz! Zapędzamy się, panie redaktorze. Nie posuwajmy się aż tak bardzo daleko! Zainstalował urządzenia, które miały na celu przede wszystkim zapis dźwięku i wizji, gdy mamy kontakt z osobą przekazującą nam informację.
Panie Krzysztofie, co mamy na tych taśmach?
Nie dysponuję tymi taśmami. Jeżeli już, to dysponuje nimi redaktor naczelny pan Robert Rewiński. Ja ich nawet nie oglądałem.
Prokuratura oglądała?
Nie wiem.
Wie pan, co pan teraz zrobił? Powiedział pan sądowi, żeby przesłuchali pana redaktora Rewińskiego.
Redaktor Rewiński został przesłuchany.
Na tę okoliczność również?
Na tę okoliczność również.
Pytanie prywatne. Pan jest już prawie rok z jedną kobietą. Nietypowo.
Dlaczego nietypowo? Z tego co wiem, pan jest już z jedną kobietą kilkanaście lat!
To ja jestem! Pan raczej tak częściej zmienia...
Ale już nie zmieniam.
Już nie? To jest ta kobieta?
Myślę, że tak.
Może pan coś o niej powiedzieć, co już wszyscy wiedzą? Nic prywatnego.
Na razie nie.
Ja wiem, jak ma na imię. Maja.
Maja, poznał pan ją zresztą.
Wiemy czym się zajmuje. Powie pan?
W tej chwili mi pomaga.
Ale organizowała duże eventy za granicą...
Tak organizowała imprezy, ale w tej chwili przeprowadziła się do Polski i mieszkamy w Łodzi.
Powodzenia życzę!
Bardzo dziękuję panie redaktorze.