"Super Express": - Obama wygrał, bo był tak dobry, czy Republikanie mieli słabszą kampanię?
Judd Legum: - Obama niewątpliwie miał bardzo skuteczną kampanię. Wygrał w niemal wszystkich stanach wahających się. Pomimo poziomu bezrobocia, sytuacji gospodarczej. Wydaje mi się jednak, że Romney przede wszystkim nie zrozumiał tego, że społeczeństwo USA się zmieniło...
- Słyszałem uwagę, że był to ostatni kandydat postrzegający wybory jako starcie "białych kołnierzyków" i "niebieskich kołnierzyków", czyli pracowników umysłowych z fizycznymi...
- W dużej mierze tak, patrzył na wyborców jak człowiek z lat 80. Romney właściwie zignorował rosnącą w siłę społeczność latynoską. Nie walczył o głosy Afroamerykanów. W dzisiejszych czasach nie masz już dużych szans na Biały Dom, nie mając poparcia którejś z tych grup.
- Wielu komentatorów podkreśla, że o zwycięstwie Obamy mógł przesądzić tzw. October surprise, czyli huragan Sandy...
- Nie sądzę. Znacznie ważniejszym czynnikiem było to, że Obama potrafił się podnieść po pierwszej debacie, ewidentnie wygranej przez Romneya. To po niej Romney zaczął być traktowany jako "wybieralny". I w kolejnych dwóch debatach i kilku dniach kampanii nie potrafił tego utrzymać. Wrócił na pozycję, z której wystartował. Oczywiście kandydatowi jest trudniej niż urzędującemu prezydentowi, ale przeważyły jednak błędy w kampanii.
- Nie obawiał się pan, że Obama, obiecując przed pierwszą kadencją "zmianę", obiecał zbyt wiele? Że skala zawodu nie pozwoli na jego reelekcję? Nieprzypadkowo tym razem nie było już tych rzewnych piosenek śpiewanych przez celebrytów popierających Obamę, w stylu "Yes We Can"...
- To prawda, poziom rozczarowania był znaczny. Ludzie oczekiwali szybszej poprawy sytuacji gospodarczej, lepszej reformy opieki zdrowotnej, jakiejkolwiek reformy dotyczącej imigrantów bądź podatkowej. Kiedy podsumowali jednak te cztery lata, uznali, że nawet jeżeli Obama już ich nie ekscytuje, to Romney wciąż jest alternatywą nie do zaakceptowania. Była też ta nadzieja, że w drugiej kadencji prezydent będzie mógł więcej...
- Mówi się o tej zasadzie, że pierwszą kadencją prezydent walczy o reelekcję, a drugą chce przejść do historii. Na ile to prawda, a na ile frazes?
- W pewnym stopniu jest to prawdziwe. Nie ulega wątpliwości, że w drugiej kadencji każdy prezydent ma mniej skrępowane ręce. Zapewne skupi się na sprawach wewnętrznych. Choć nie wiem, po co kolejny raz obiecywał np. zamknięcie więzienia w Guantanamo. Nie udało mu się przez cztery lata, więc zapewne nie zrobi tego i teraz. Poprawiająca się sytuacja gospodarcza pozwoli mu jednak przepchnąć kilka spraw. Nawet pomimo utrzymania republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów. Nawet niekoniecznie dlatego, że chce. Upływają np. terminy pewnych ustaw dotyczących cięć podatkowych i trzeba będzie na to zareagować. Wprowadzona w życie będzie też ustawa dotycząca ubezpieczeń zdrowotnych.
Judd Legum
Wiceszef Center for American Progress