Joanna Lichocka

i

Autor: ARCHIWUM

Joanna Lichocka komentuje: Z ludźmi KOD powinniśmy rozmawiać

2015-12-21 3:00

Joanna Lichocka w rozmowie z Mirosławem Skowronem komentuje marsz Komitetu Obrony Demokracji.

"Super Express": - Manifestacje Komitetu Obrony Demokracji, odbywające się już w kilka tygodni po wyborach, powinny dać politykom PiS do myślenia. Czy możecie je bagatelizować?

Joanna Lichocka: - Trzeba podkreślić to, że te manifestacje odbywają się spokojnie i bez przeszkód, przebiegają w sposób niezakłócony i jest tam pełna swoboda nawet najgłupszych wypowiedzi. To dowód, że demokracja jest niezagrożona. Przypomnę, że przez lata rządów Platformy ówczesna opozycja organizowała wiele protestów w obronie wolności słowa i demokratycznych standardów, które łamano...

Zobacz: Prof. Kazimierz Kik: Jarosław Kaczyński żyje w swoim świecie

- Demonstracje nie były rozpędzane przez PO.

- Tak, ale jeżeli chodzi o wolność słowa i demokratyczne standardy, bywało już różnie. To były masowe demonstracje, kilkudziesięciotysięczne, a ta w obronie miejsca na multipleksie dla TV Trwam - nawet stutysięczna. I pamiętam, jak ówczesna władza na to reagowała. Mówiono, że wychodzenie na ulice to akt nienawiści, a nawet antydemokratyczny! Taka była też tonacja głównych mediów. I to było zagrożenie dla demokracji. Zagrożenie realne. Przecież za rządów PO wyrzucano z mediów głównego nurtu wszystkich dziennikarzy, którzy nie podobali się władzy, co stworzyło drugi obieg, w którym sama pokazywałam swoje filmy dokumentalne, niemające szans pojawić się w największych stacjach!

- Hasła podnoszone na manifestacjach KOD są nieco szersze niż wolność słowa...

- Liczebność i zajadłość części uczestników manifestacji mnie nie dziwi. Chcę tu jednak wyraźnie podkreślić, że na tych wiecach są dwie grupy ludzi. Z jednej strony są tam bowiem politycy opozycji bądź ci, którzy z poprzedniej władzy żyli. Kimś takim jest np. Tomasz Lis, który po prostu straci jakąś część swoich dochodów i on broni swoich pieniędzy, a nie żadnej demokracji. Jest jednak druga grupa, znacznie ważniejsza. Są to obywatele, którzy zaangażowali się w KOD lub te demonstracje, gdyż są autentycznie zaniepokojeni stanem demokracji w Polsce.

- I mają prawo być zaniepokojeni?

- Ich niepokój nie jest uzasadniony, ale to powinni być dla nas, wszystkich polityków PiS, partnerzy do rozmowy. Musimy znaleźć z nimi kontakt, bo to ludzie, którzy wyszli demonstrować w szczerej trosce o Polskę. Im nie chodzi o dochody Lisa czy kumpli PO. Troska o Polskę jest płaszczyzną, na której zawsze można się porozumieć. W tym wypadku zarówno demonstracjom KOD, jak i PiS chodzi o to samo.

- Chodzi o to samo, ale nie wygląda to tak, jakby była tu płaszczyzna do rozmowy. Obie demonstracje są jakby od siebie odległe.

- Gdyby nie szczucie tych ludzi na nas, szczucie ze strony różnych medialnych pluszaków, polityków opozycji, postkomuny, grup powiązanych interesami z poprzednimi władzami, to łatwo byśmy się z tymi ludźmi porozumieli.

- Także w sprawie Trybunału Konstytucyjnego? Przyzwyczajenie ogółu społeczeństwa jest takie, że werdykty TK władze raczej realizują...

- Raczej. Bo czy ktoś powiedział demonstrującym, że rząd Platformy Obywatelskiej nie zrealizował wyroków Trybunału Konstytucyjnego aż 49 razy?

- Nie zrealizował albo realizował z opóźnieniem...

- Właśnie, ale większość demonstrujących tego nie wie, bo nie powie im tego ani "Gazeta Wyborcza", ani TVN! A my wciąż nie mamy sposobu dotarcia do nich z tą informacją. Udowodnienia, że w Polsce nie dzieje się nic takiego, co uzasadniałoby zaniepokojenie stanem demokracji. Nie można ludzi manifestujących z KOD lekceważyć, trzeba z nimi rozmawiać.