Joanna Kluzik-Rostkowska: PO puszczają nerwy. WYWIAD

2010-05-29 3:10

Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, w rozmowie tygodnia "SE"

"Super Express": - Sondaże wskazują, że popularność kandydata PO pozwala mu marzyć o zwycięstwie w I turze. Czy nawet dobry wynik Jarosława Kaczyńskiego przy braku II tury oznaczałby dla PiS klęskę?

Joanna Kluzik-Rostkowska: - Ważne jest zwycięstwo w wyborach, a nie w sondażach. Rozmawiamy w piątek i gdzieś przeczytałam, że w piątki Bronisław Komorowski ma najgorsze sondaże. W takim dniu niech on się martwi o wyniki.

- Zaplanowana już inauguracja kampanii Jarosława Kaczyńskiego została okrojona przez powódź. Kiedy kolejne podejście?

- Dzisiaj mamy wielki problem z powodzią i wszystkie kwestie polityczne muszą zejść na dalszy plan. Wielkie inauguracje także.

- Kampania siłą rzeczy będzie trwała. Czy weźmie w niej udział Marta Kaczyńska? Informacje co do aktywności córki pary prezydenckiej nie są do końca jasne…

- Córka państwa Kaczyńskich jest prywatną osobą. Na początku kampanii powiedziałam, że jest blisko Jarosława Kaczyńskiego i wspiera go jako rodzina. I z tego w niezamierzony sposób wyrósł news o zaangażowaniu jej w kampanię, choć wcale nie mieliśmy tego na myśli.

- Gdyby wsparła prezesa, sztab nie odwodziłby jej od tego?

- Uważam, że nie należy ingerować w tak osobiste decyzje. Marta przeżywa jedną z najtrudniejszych chwil swojego życia i trzeba to uszanować.

- Wróćmy więc do kandydata. Pierwszego wywiadu udzielił w Internecie. Baliście się, że na żywo dałby się sprowokować i powiedziałby coś ostrego?

- Internet to nowoczesne, szybkie medium. Później prezes pojawiał się przecież także na żywo. Publiczny wizerunek Kaczyńskiego różni się jednak znacznie od tego, jakim jest człowiekiem. Jakiego znam od 20 lat. Owszem, jest charyzmatycznym liderem, ale - co mówiłam już przed laty - jest także postacią z bardzo dużym dystansem do siebie. To typ gawędziarza, lubiącego ludzi.

- Prezes PiS gawędzi dziś w nieco innym tonie niż przed laty. Jego wizerunek się zmienił. Mówi się, że pozuje na zmarłego brata…

- Każdy, kto go zna, wie, że na nikogo nie pozuje. Po prostu taki jest. W kampanii chcemy to pokazać. Proszę zwrócić uwagę, że byłam w PiS i rządzie Kaczyńskiego nie wbrew jego woli, ale przy pełnej akceptacji. Różnią nas pewne poglądy, ale zawsze mnie bronił i nie było problemu ze współpracą. To naprawdę otwarty i tolerancyjny człowiek. Zresztą polityk musi reagować na zmiany dookoła i powinien się do nich dostosować. Nie przekonują mnie stwierdzenia, że Bronisław Komorowski jest świetny, bo w ogóle się nie zmienia. Może to być zaleta, ale też świadectwo pewnej bezrefleksyjności.

- Jarosław Kaczyński stwierdził, że nie będzie "odwoływał się do swoich relacji z bratem". Dlaczego? Robert Kennedy po śmierci prezydenta Kennedy'ego, robił to bez oporów. I nikt nie widział w tym nic zdrożnego. Przestraszyliście się zarzutów o "grę tragedią"?

- To jest tak indywidualna, prywatna i bolesna sprawa, że pozostaje wyłącznie w jego gestii. I nikt oprócz samego Jarosława tego nie zmieni.

- Prowadzi pani kampanię najważniejszego obok Tuska polityka w kraju. Tymczasem swoją własną określała pani jako nieudaną…

- Tak powiedziałam?

- Tak, zakończyła się porażką…

A tak, ale mówiłam o pierwszej kampanii w 2005 roku. Z perspektywy czasu wiem, że nie miałam żadnych szans na wygraną. To była pierwsza kampania, startowałam z odległego miejsca, niedługo po tym, jak weszłam do polityki. Później była jednak zakończona sukcesem kampania w Łodzi. Od tamtej pory dzięki pracy w rządzie zdobyłam też konieczne doświadczenie polityczne.

- I jak idzie tym razem?

Muszę przyznać, że obowiązki szefowej kampanii to naprawdę ciężka praca. Jako dziennikarka, a później szefowa działu, miałam poczucie, że to zajęcie na wysokich obrotach. W roli wiceministra i ministra uważałam, że to już szczyt tego, czego można się spodziewać. W porównaniu z kierowaniem sztabem wyborczym wszystko to było jak sielanka. Oczywiście wszystko mogłoby wyglądać inaczej, gdybyśmy mieli spokojnie rozkręcającą się kampanię. W normalnej sytuacji partie przygotowują się do wyborów przez wiele miesięcy.

- Dawkujecie swojego kandydata bardzo ostrożnie. Zapowiadaliście, że wycofa się z kampanii na miesiąc. Zaczął się jednak pojawiać, już mówi o debatach…

- Jarosław Kaczyński jest obecny w kampanii i doskonale wiedział, z jak wielką aktywnością wiąże się decyzja o kandydowaniu, kiedy się na ten krok decydował.

- Chowanie kandydata miało służyć wyprowadzeniu PO z równowagi? Część polityków, a zwłaszcza sympatyków Komorowskiego wyraźnie zaczęła tracić nerwy. Nie są przyzwyczajeni do Kaczyńskiego zachowującego milczenie.

- Tak, reakcje otoczenia marszałka Komorowskiego bywają zbyt nerwowe. Ale mówiąc szczerze, nie skupiam się specjalnie na konkurentach. Moim celem jest przekonanie jak największej liczby Polaków do Jarosława Kaczyńskiego, a nie odwodzenie ich od Komorowskiego, Napieralskiego czy innych. Zbyt szybko pojawiły się wypowiedzi senatora Kutza, marszałka Niesiołowskiego czy prof. Bartoszewskiego. I występy komitetu wspierającego Platformę.

- Mówi pani, że walczy o wyborców Kaczyńskiego, a nie przeciwko Komorowskiemu. Platforma gra jednak straszakiem tzw. IV RP.

- Jeżeli PO chce przypominać lata rządów Jarosława Kaczyńskiego, to proszę bardzo. Niech przypomina obniżenie podatków, wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia…

- Przypomni też o Barbarze Blidzie, koalicji z Lepperem i całej gamie z poprzedniej kampanii…

- Rządy premiera Kaczyńskiego były dobrym czasem dla Polski. Ekonomiści podkreślają, że obniżenie podatków i składki emerytalno-rentowej pozwoliło przejść przez kryzys łagodniej niż innym. Jeśli konkurenci chcą o naszych sukcesach przypomnieć, nie mam nic przeciwko temu.

- W wywiadach bywa pani pytana o wpadki polityków PiS. O ostre wypowiedzi zwolenników Jarosława Kaczyńskiego. I odpowiadała pani: "nie słyszałam", "nie czytałam". Czy szefowa sztabu nie powinna śledzić mediów, publicystyki i wiadomości?

- Przede wszystkim powinna prowadzić kampanię. I proszę mi wierzyć, że gdybym poświęcała czas na tak dokładne śledzenie mediów, to nie miałabym go na nic innego. Dziennikarze zarzucili mi, że nie komentuję scen z filmu "Solidarni 2010" czy "Warto rozmawiać" Pospieszalskiego. Tymczasem naprawdę nie miałam czasu tego oglądać. Źródłem informacji jest dla mnie Internet.

- Może jednak warto, zwłaszcza w czasie kampanii? TVP bardzo wam ostatnio sprzyja.

- Chciałabym móc to sprawdzić, ale naprawdę nie będę miała czasu i pozostanę przy Internecie.

- Irytuje panią ponoć zrzucanie winy przez polityków na media…

- Kilkanaście lat byłam dziennikarką i to nadal we mnie tkwi. Jakaś część mnie jest nadal solidarna z mediami.

- Nie wierzę, że jako polityka nie irytowały pani niektóre komentarze o rządach PiS. Te rozważania, czy Kaczyńscy oddadzą władzę bez przemocy, porównania do czasów stalinowskich i III Rzeszy…

- Mnie w ogóle mało rzeczy denerwuje. W przypadku mediów za dobrze znam mechanizmy, by się nimi przejmować. Dziennikarze mają różne poglądy i nie będę się obrażała, że ktoś popada w przesadę. To raczej mnie bawi, bo świadczy o zdenerwowaniu lub histerii osób sięgających po te argumenty.

- W tej kampanii znów się pojawią.

- Kampania jest specyficzna z dwóch powodów. Okazało się, że Polacy jednak szanują urząd prezydenta. To nie było oczywiste. Stąd premier z lekkością mógł mówić o żyrandolach. Dziś nie przyszłyby mu to do głowy. Należą do świata sprzed katastrofy. Po drugie skończył się czas "plastikowej polityki". Zwłaszcza PO zabrnęła w nią za daleko.

- Często mówi pani o "plastikowej polityce". Chcąc poprawić swoje szanse, sami musieliście stać się nieco plastikowi. Prezes występuje z imbryczkiem i pianinem w tle…

- Czym innym jest umiejętne akcentowanie swoich walorów w czasie kampanii, a czym innym plastikowość polityki na co dzień. Pionierem był Kazimierz Marcinkiewicz. Zmarnował swój potencjał i z poważnego polityka zamienił się w produkt marketingu. PO dostrzegła w tej ścieżce szanse. Rzucano wiele pomysłów, sprawdzano sondaże, prowadzono politykę "dobrych wiadomości". Tymczasem z Kaczyńskiego nie da się zrobić polityka plastikowego.

- W 2005 roku PO upodabniała się do PiS. Twarzą był Jan Rokita mówiący tym samym językiem, co bracia Kaczyńscy. Dziś to PiS sprawia wrażenie upodabniania się do PO. Pani i Paweł Poncyljusz na czele kampanii w tym pomagacie.

- Ależ my w tej partii zawsze byliśmy! I wewnątrz PiS nic się nie zmienia. Sama mówiłam o sobie, że jestem daleko wysuniętym przyczółkiem w stronę centrum. Od początku kampanii korzystamy jednak z pomocy wszystkich. Jest mi tak samo potrzebny zarówno Jacek Kurski, jak i Adam Bielan.

- Mówiła pani, że z dawnych lat ma pani słabość do wielu postaci z PO.

- Tak. Nie zmieniam zdania o ludziach tylko dlatego, że są w innej partii.

- Wśród nich wymieniała pani Grzegorza Schetynę, który dziś oskarża was wprost o grę żałobą i wiele niecnych zachowań…

- Do tej pory słyszałam wiele takich zarzutów. Ani media, ani politycy nie byli jednak w stanie wskazać choćby jednego przykładu grania przez nasz sztab tą tragedią.

Joanna Kluzik-Rostkowska
Przewodnicząca Komitetu Wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta RP