"Super Express": - Pewnie cieszy się pani z porażki PiS-u?
Joanna Kluzik-Rostkowska: - Nie. W polityce powinny cieszyć własne wygrane, a nie cudze porażki.
- Ale to przez panią PiS przegrał.
- Wiem, że zły wynik PiS-u próbuje się tłumaczyć powstaniem inicjatywy Polska jest Najważniejsza, ale chciałabym przypomnieć, że to ja zostałam z PiS-u wyrzucona. Jeśli pytacie mnie, czy wykluczenie mnie i Elżbiety Jakubiak z partii zaszkodziło PiS-owi, to uważam, że zaszkodziło. Ale nie my jesteśmy za to odpowiedzialne. Apelowałam do jednego z członków komitetu politycznego, żeby nie wykluczano mnie z partii w trakcie kampanii wyborczej, bo PiS zrobi problem wszystkim swoim kandydatom, którzy prosili mnie o wsparcie.
- Kogo pani ostrzegała? Nie dosłyszeliśmy nazwiska?
- Bo to nazwisko nie padło i nie padnie.
- Było pani po ludzku przykro, kiedy panią wyrzucono?
- Byłam po ludzku zadziwiona. Gdyby sytuacja dotyczyła życia osobistego, prywatnego, to może nosiłabym w sobie jakieś poczucie przykrości. Zadawałam sobie tylko pytanie, czy ten fakt będzie miał znaczenie dla moich prywatnych sympatii i zażyłości w PiS-ie. Na szczęście nie ma. Dalej potrafimy ze sobą rozmawiać. Jestem przekonana, że Jarosław Kaczyński swoimi decyzjami personalnymi sam sobie strzelił w stopę. Ale ja już nie chcę o nim rozmawiać. Ciągle ktoś mnie o niego pyta. Ja nie jestem jego psychoanalitykiem i nigdy nie byłam! To już jest zamknięty rozdział w moim życiu.
- Gdyby nie została pani wyrzucona, odeszłaby pani?
- Miałam nadzieję, że Komitet wreszcie przejrzy na oczy i zawróci z tej drogi agresywnej retoryki obranej po kampanii. Domagałam się powrotu do polityki uprawianej w trakcie wyborów prezydenckich, bo ona przynosiła efekty.
- Namawiała pani Polaków, by głosowali na prezesa PiS. Czy chciałaby pani, żeby ten dzisiejszy Jarosław Kaczyński był prezydentem?
- Nie. Zdecydowanie nie chciałabym mieć za prezydenta Jarosława Kaczyńskiego, który uprawia politykę w takim stylu jak dzisiaj.
- Bo?
- Bo dzisiejszy prezes Jarosław Kaczyński uprawia politykę opartą na emocjach. Jest nastawiony na dzielenie Polaków. Jako prezydent dzieliłby ich jeszcze bardziej, bo miałby do tego więcej instrumentów. Uważam, że taki sposób uprawiania polityki może zdewastować polską scenę polityczną na wiele lat.
- A wie Pani, że dawni koledzy śmieją się z pani inicjatywy i otwarcie ją krytykują...
- Najpierw się z ciebie śmieją, potem cię lekceważą, a potem wygrywasz...
- Ma pani siłę i charyzmę, by zostać premierem?
- Tak, mam w sobie taką siłę. I determinację, by wykorzystać dobry dla Polski czas, by była nowoczesnym, wygodnym krajem. Nie jestem typem wodza, który wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Wręcz przeciwnie, wierzę w partnerstwo. Dobrze współpracuję z ludźmi. Często stałam na czele różnych zespołów i zawsze starałam się ze swoich współpracowników wydobyć to co najlepsze. Nie jestem zazdrosna o sukcesy innych, chcę dodawać skrzydeł, a nie je podcinać. Jestem więc przeciwna partiom autorytarnym, wodzowskim. Ich czas się kończy, bo na scenie politycznej pojawia się dużo silnych indywidualności.
- Co w takim razie łączy członków PJN?
- Po pierwsze, to jest wspólne rozumienie nowoczesności, nowoczesnego świata. Tak się składa, że większość z nas jest rodzicami małych dzieci, tak więc nasz kontakt z rzeczywistością jest o wiele lepszy niż polityków, którzy oglądają świat zza szyby pędzącej limuzyny, którzy nie mają własnych rodzin albo są z codziennych obowiązków zupełnie zwolnieni.
- Jak Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro?
- To znacznie pojemniejszy zbiór...
- Trudno oprzeć się wrażeniu, że brała pani do klubu ludzi z łapanki. Po co pani na przykład Mojzesowicz?
- Ja od zawsze jestem związana z miastem, świetnie się w nim poruszam. Wojciech Mojzesowicz z kolei doskonale zna współczesną polską wieś i jej nowoczesną stronę.
- I zna też kilka partii, przez które się przewinął. Jak zamierza pani zbudować PJN bez struktur i bez pieniędzy?
- Struktury budują się niczym kula śniegowa, która robi się szybko coraz większa. Dostajemy z terenu mnóstwo sygnałów, ludzie zgłaszają się do nas. Na Facebooku piszą do mnie tłumy, które już chcą tworzyć struktury lokalne. Udowadniamy więc, że polska scena polityczna nie jest zabetonowana. Ludzie widzą, że można działać, coś zrobić. Egzamin będzie w przyszłym roku. Powstanie naszego klubu ma też poważne konsekwencje w parlamencie. Było to widać choćby przy ostatnich głosowaniach. Ostatnio na przykład okazało się, że nasze głosy i głosy PO mogły zaważyć o zawieszeniu finansowania partii politycznych z budżetu. Już jesteśmy języczkiem u wagi. Bez nas niemożliwe będą więc jakiekolwiek zmiany konstytucji. Po drugie, możemy kontrolować w ten sposób różne pomysły PO.
- Będziecie popierać projekty rządowe?
- Nie jesteśmy opozycją totalną, która będzie odrzucać wszelkie pomysły gabinetu Tuska. Jeśli jakiś projekt będzie dobry, to go poprzemy.
- Ma pani pretensje do tych, którzy obiecali, że również odejdą z PiS-u za wami, ale jednak tego nie zrobili?
- Nie wiem. Nie analizuję zachowania tych osób, nie wiem, jakie motywy nimi kierowały.
- Załóżmy, że jesteśmy członkami PiS-u, jakby pani przekonała nas, żebyśmy wstąpili w szeregi PJN?
- Jeżeli traktujecie politykę poważnie, jeśli uważacie, że bycie w polityce ma sens, a bycie w parlamencie to nie tylko trwanie, lecz praca, to zapraszam do nas. Dziś jeśli jest się w opozycji, to ważne, by być skutecznym. Doświadczenie pokazuje, że opozycja, która wszystko neguje i bazuje na emocjach, nic nie może zdziałać. Trzeba być rozważnym, szanować przeciwnika, używać merytorycznych argumentów. Wtedy celnie punktuje się rządzących. Dzisiaj PiS będąc opozycją totalną, jest nieskuteczny i bardzo wygodny dla Platformy. PiS sam spycha się do narożnika. A rolą opozycji nie jest zamykanie się, tylko zmuszanie rządu do pracy. Drugą rolą bycia w polityce jest wygrywanie wyborów. Dzisiaj PiS, co pokazują kolejne wybory, jest partią, która nie ma sposobu na zdobywanie elektoratu .
- Tylko jedno nam się nie zgadza. PiS jest opozycją totalną od trzech lat. Nie pamiętamy, żeby pani albo Poncyljusz czy Kamiński kiedyś protestowali z tego powodu.
- Nie mam poczucia, że PiS zawsze był opozycją totalną. Po wyborach okazało się, że Jarosław Kaczyński zdecydował się na zmianę polityki. Właśnie z tego powodu nie zgodziłam się zostać wiceprezesem partii. Powiedziałam prezesowi, że robi wielki błąd. Tak samo jak nie zgadzałam się na postawienie na czele zespołu do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza.
- Kiedy ostatnio rozmawiała pani z prezesem Kaczyńskim.
- Już nawet nie pamiętam. Dawno.
- A odpowiada pani na "Dzień dobry"?
- Nie. Mam nadzieję, że mu przejdzie. Reszta kolegów z PiS-u normalnie ze mną rozmawia.
- Wejdziecie do Sejmu za rok?
- Jasne, że wejdziemy. Uruchomiła się pewna lawina nadziei na zmianę. Czuję się odpowiedzialna za ludzi, których zaprosiłam do klubu i gdybym nie wierzyła w sukces, niczego bym nie budowała.
- Założycie partię?
- Tak, założymy. Do wyborów się idzie z partią. Mamy jeszcze prawie rok.
Joanna Kluzik-Rostkowska
Posłanka, szefowa klubu parlamentarnego Polska jest Najważniejsza, była minister pracy w rządzie PiS