"Super Express": - Po co prawo, którego nikt nie przestrzega?
Joachim Brudziński: - Według ustawy o partiach mają one prawo prowadzić kampanie informacyjne dotyczące swoich celów statutowych. Są one prowadzone permanentnie, w zasadzie już na drugi dzień po wyborach. Po wyborach w 2007 r. wielokrotnie przeprowadzaliśmy kongresy programowe. Czy to też zaliczyć jako agitację wyborczą?
- Chodzi bardziej o billboardy i spoty telewizyjne. Podobno są niezgodne z prawem.
- Zastrzeżenia muszą być osadzone w konkretnej rzeczywistości prawnej. Z niecierpliwością czekam na wskazanie przez PKW konkretnych zapisów, które zostały jej zdaniem naruszone. Nie chciałbym, żeby uznaniowo wskazywano na to, co agitacją wyborczą jest, a co nią nie jest. W ostatnich latach PO wielokrotnie prowadziła kampanię billboardową poza kampanią wyborczą. PKW nie miała wtedy żadnych zastrzeżeń. Moje subiektywne stanowisko jest takie, że uczestniczy ona w sporze politycznym. Wolałbym, żeby stosowano jednakowe reguły wobec wszystkich.
- PKW grozi również SLD i PO.
- Tyle że to PiS rozpoczął kampanię informacyjną w spotach i na billboardach. I dopiero wtedy podniosły się głosy PO, że uprawiamy agitację wyborczą.
- Cała sprawa zaczęła się od billboardów posła PO Gibały, które uznano za przekroczenie kampanii informacyjnej. Tę samą interpretację odniesiono do billboardów PiS i SLD.
- Chce się uniemożliwić partiom, zwłaszcza opozycji, prowadzenie jakiejkolwiek kampanii informacyjnej. Partia rządząca nie musi tego robić, gdyż ma inne możliwości obecności w przestrzeni publicznej. Mamy tu więc ogromną dysproporcję, dlatego uważam, że stanowisko PKW nie jest obiektywne. Uderza bowiem głównie w nas.
- PKW grozi partiom odrzuceniem rozliczenia kampanii. Wszyscy jesteście więc równi wobec prawa.
- Nie mogę się z panem zgodzić. PKW może wliczyć koszty kampanii informacyjnej do wydatków na kampanię wyborczą. Ponieważ my wydaliśmy najwięcej pieniędzy na tę pierwszą, na nas odbije się to najbardziej.
Joachim Brudziński
Szef komitetu wykonawczego PiS