"Super Express": - Na Kongresie Nowej Prawicy mówił pan, że chce się stać "akuszerem upadku tego państwa".
Janusz Korwin-Mikke: - Chcemy państwa małego, żylastego, które ma pięść i może wyrżnąć nią każdego. A nie państwa tłustego, które zza brzucha nie widzi nawet, że je okradają. Tak jak lady Thatcher odwołuję się do 88 proc. pracujących, a nie 12 proc. bezrobotnych. Postulujemy likwidację podatków PIT i CIT. Ktoś, kto prowadzi firmę, uruchomi dzięki temu drugą i trzecią zmianę i zacznie się opłacać pracować.
- Często podkreśla pan twarde trzymanie się reguł ekonomii. Jaki zysk może przynieść Polsce pańska zapowiedź "Polaka na Marsie"?
- Pobudzanie ambicji narodowych jest potrzebne, a w skali gospodarki koszt umieszczenia Polaka na Marsie jest żaden. Brakuje tylko woli politycznej.
WSZYSTKIE felietony Janusza Korwin-Mikkego >>>
- Pamiętam wyliczenia kosztów amerykańskiego programu kosmicznego i była to niezła suma.
- Największą klęską kapitalizmu był Amerykanin na Księżycu! Nie robiła tego prywatna firma, tylko żyjąca z pieniędzy podatnika, niemal komunistyczna NASA. Koszta prywatnych firm będą dwadzieścia razy mniejsze.
- Swoją Nową Prawicę określił pan jako "spadkobierców tych, którzy rozstrzeliwali czerwoną hołotę". Ci, którzy budują Unię Europejską, są spadkobiercami paryskich komunardów...
- Oczywiście, że tak. Dobry czerwony to martwy czerwony, a oni rok w rok urządzają im na cmentarzu Pere-Lachaise obchody.
- Po takich słowach można powiedzieć, że Korwin widzi miejsce dla Buzka, Lewandowskiego i Barroso tylko na cmentarzu.
- Niech sobie mówią. Za rządów generała Pinocheta zginęło 1500 ludzi. Niekoniecznie z jego decyzji. I Chile w ciągu dwóch lat stało się najbogatszym krajem Ameryki Łacińskiej. Wychodząc z kompletnej ruiny!
- Mam pewne wątpliwości co do reformy gospodarczej polegającej na rozstrzelaniu 1500 ludzi...
- Oczywiście chodzi o program gospodarczy. I czerwoni, jeżeli nie będą się mu przeciwstawiać, nie muszą być rozstrzeliwani. A jeżeli się przeciwstawią, to trudno. To jest zaraza. Pan się chyba nie lituje nad bakteriami czerwonki, tylko traktuje je penicyliną.
- Odwołuje się pan jednak do brytyjskiej Partii Konserwatywnej. I oni do tej pogardzanej Unii Europejskiej weszli.
- Oni wytargowali sobie specjalne prawa. Thatcher nie bała się - jak nasi - zaszantażować Brukseli. Unia to zresztą ciekawe zagadnienie. Od kiedy formalnie powstała 1 września 2009, straciła impet. Zarejestrowali się i przestali cokolwiek robić. To się rozłazi. Kaddafi robił kilka takich unii. Wszystkie się rozpadły i ta też się rozpadnie.
- Po pańskich wystąpieniach spotyka się pan z krytyką wielu kobiet. Teraz po słowach "człowiek powinien mieć prawo decydowania o swojej żonie i dzieciach"...
- To jeszcze żaden problem. Feministki rzucą się na mnie, gdy powiem, że o równouprawnieniu możemy mówić dopiero wtedy, gdy tyle samo kobiet będzie skazywanych za gwałt na mężczyznach, co mężczyzn za gwałt na kobietach. Kobiety są płcią słabszą, takie jest życie i nic na to nie poradzimy. Kobiety powinny mieć zatem przywileje. Dla kobiety o wiele lepiej, gdy decyduje o niej mąż, którego sama sobie wybrała niż jakiś urzędnik państwowy.
- A propos kobiet, zrobiono panu numer i partia będzie musiała zastosować zapis o parytetach.
- No tak, w listopadzie może obowiązywać nowa ordynacja. Poza jednymi wyborami we wszystkich pozostałych głosowało na mnie o wiele więcej kobiet niż mężczyzn. Faktem jest jednak, że moje zwolenniczki uważają, że od polityki mają mężów. Feministki są na lewicy, u nas są kobiety, które chcą być po prostu kobiece i nie chcą zajmować się polityką. Mogą nie chcieć.
- Obserwuję pana od 1989 roku i zastanawiam się, po co to bicie głową w mur 5 proc. progu wyborczego? Żyłby pan sobie wygodnie jako publicysta. Przykład Adama Michnika pokazuje, że kształtować rzeczywistość można poza polityką.
- Wpływ Michnika na politykę bierze się tylko z tego, że został wpuszczony do archiwum bezpieki i do dziś może szantażować ludzi tym, co tam widział, że wie o ich przeszłości. I owszem, zgadzam się z Bismarckiem, że polityka w demokracji jest rzeczą brzydką. Ja jestem politykiem klasycznym. Brzydzę się kłamstwem i przekupstwem.
- Nie jest tak, że czasami zapomina pan, że jest politykiem? Stosując publicystyczne chwyty, które uchodzą w felietonach, ale niekoniecznie w walce o głosy?
- Na to nic nie poradzę. To, co napisałem, jest dostępne i zawsze by mi to wyciągnęli. Problemy są wtedy, gdy ktoś nie rozumie tego, co mówię. Jak w przypadku dzieci niepełnosprawnych. Gdybym miał dziecko niepełnosprawne, nigdy nie posłałbym go do normalnej szkoły. Dzieci są dla siebie okrutne i nie skazałbym go na cierpienia. Co zabawne, podniosła o to wrzask np. posłanka Katarzyna Piekarska z SLD. I w tym samym wywiadzie sama przyznała, że kiedy była dzieckiem, miała problemy z biodrem i błagała mamę, żeby przeniosła ją do specjalnej szkoły!
- Jeden rzucony tekst może jednak zniweczyć ciężką pracę w kampanii. Podkreślanie, że za Hitlera podatki były niższe niż dziś, przylepi łatkę "Korwin chwali Hitlera".
- Ale jakie chwali? Hitler był łajdakiem, który nakładał wysokie podatki, a dziś są trzykrotnie większe łajdaki nakładające trzykrotnie wyższe podatki.
- Prof. Rybiński poprzestał na tym, że Tusk jest dwa razy gorszy od Gierka, bo zadłuża.
- Takie czasy. Socjalizm się "rozwijał". Hitler był jeszcze umiarkowanym socjalistą, później były te Mince, Gierki...
- Aktywność Hitlera odbierana jest jednak głównie na innych polach. Chodzi o to, żeby - parafrazując Misia - "te plusy nie przesłaniały panu jednak minusów"...
- Nie mówię o żadnych plusach Hitlera. Za jego rządów podatki były na tamte czasy szalenie wysokie. Wyzyskiwał Polaków 30-proc. podatkiem. Niemców niższym, zupełnie jak muzułmanie, którzy każą wyższe płacić niewiernym. My podatek dochodowy będący wynalazkiem socjalistów w ogóle zlikwidujemy. Człowieka nie można karać za dobrą pracę.
Janusz Korwin-Mikke
Prezes Unii Polityki Realnej - Wolność i Praworządność