"Super Express": - Jaki jest bilans niemal 20 lat niepodległości Litwy?
Valdas Adamkus: - Narzucają mi się porównania z pierwszym okresem niepodległości z lat 1918-40. Wówczas, podobnie jak Polska, musieliśmy pracować na ugorze. Nie było szkół, uniwersytetów, profesury. I proszę zwrócić uwagę, jak wiele udało się w tak krótkim czasie osiągnąć! Opuszczając kraj w czasie wojny jako 18-latek, pamiętałem rozwijające się, nowoczesne miasta. Zachwyt Kownem, w którym dorastałem, mógł być związany z moim wiekiem. Ale patrząc na to miasto po latach, wciąż sprawia ono wrażenie nowoczesnego. Niestety, 50-letnia okupacja sowiecka w żaden sposób nie posunęła kraju do przodu. W ostatnich kilkunastu latach znów poczyniliśmy olbrzymi postęp. Muszę jednak przyznać, że moje oczekiwania i nadzieje były większe. Nie da się ukryć, że dysponując potencjałem, talentem i łatwiejszym startem niż w 1918 r., osiągnęliśmy jednak mniej niż przed wojną. Ale obecny bilans i tak jest jednoznacznie pozytywny. Nie ma wątpliwości, że wróciliśmy jako społeczeństwo do kultury zachodnioeuropejskiej.
- Szczęście w nieszczęściu Polski polegało na tym, że utrata niepodległości nie oznaczała wchłonięcia przez Związek Sowiecki. Jaka była skala spustoszeń dokonanych przez komunizm na Litwie, jako jednej z republik ZSRR?
- Pominę tu oczywistą sprawę eliminacji litewskich elit. Pominę też kwestie ekonomiczne, gdyż byliśmy tylko prowincją rozległego imperium. Największych spustoszeń komunizm dokonał w koncepcji narodu i jego samoorganizacji, rozwoju. Zabił w ludziach indywidualizm, zdolność do niezależnego myślenia. Sądzę, że właśnie to stanęło na przeszkodzie szybszych i skuteczniejszych zmian po 1991 r. I mam wrażenie, że wciąż pozostaje największym problemem do rozwiązania. Mamy już wolność, możliwości indywidualnego rozwoju, ale wciąż zbyt wielu ludzi myśli, że ktoś powinien im rozkazywać, powinien im coś dawać. To nie tyle sentymenty, co zakodowany system zachowań. Tkwi w systemie, w którym dorastali. W pewnym momencie dochodzimy do sytuacji, w której wolny człowiek musi tej wolności użyć. Wolność powinna zaś iść w parze z odpowiedzialnością. Najbardziej niepokoi mnie to, że wielu moich rodaków o tym drugim elemencie zapomina.
- Ale na Litwie nostalgia za komunizmem była i jest mniejsza niż w wielu innych krajach postkomunistycznych. Choćby w byłej NRD, Polsce, nie wspominając o Ukrainie. Dlaczego?
- Nie mam na to jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje mi się, że nostalgia ograniczyła się wyłącznie do wąskiej grupki byłych działaczy komunistycznych i ich rodzin. Także dlatego, że komunizm był na Litwie o wiele bardziej opresyjny, a okupacja sowiecka bezpośrednia. Większość Litwinów była wyraźnie odseparowana od komunistycznych elit, które ze swoimi specjalnymi sklepami, specjalnym traktowaniem były enklawą w społeczeństwie. Poza naprawdę nielicznymi, Litwini nie mają za czym tęsknić.
- Potwierdzili to, wybierając na dwie kadencje głowy państwa właśnie pana. W Warszawie dwóch kadencji doczekał się dotychczas tylko były funkcjonariusz władz partii komunistycznej. W Wilnie uczestnik zbrojnego ruchu oporu przeciwko sowieckiej okupacji. Komuś takiemu zapewne trudno układa się stosunki z Rosją?
- Psychologicznie była to dość trudna rola. Nie zapominając o krzywdach, musiałem prowadzić realistyczną politykę. Jako prezydent zawsze podkreślałem, że Rosja jest naszym sąsiadem i prowadziłem wobec niej odpowiedzialną i pełną szacunku politykę. Niestety, działało to tylko w jedną stronę. W związku z czym przegrały tak naprawdę obie. Tyle że my, jako mniejszy kraj, odczuwamy to bardziej dotkliwie.
- W stosunkach polsko-litewskich też pojawiały się zgrzyty. W 1991 r. Polacy byli zaskoczeni, że po odzyskaniu niepodległości Litwini nas się obawiają.
- Wytłumaczeniem jest historia. Z jednej strony byliśmy dumni ze wspólnej przeszłości, z unii Polski i Litwy, z parlamentaryzmu i konstytucji. Z drugiej strony była sporna kwestia Wilna. Sam dorastałem w Kownie w atmosferze, w której polskie władze były przedstawiane jako ludzie, którzy zabrali i okupowali historyczną stolicę Litwy. Było to coś symbolicznego, czego nie mógł zaakceptować żaden patriota. Dziś ta sprawa nie ma już większego znaczenia dla świadomości Litwinów, ale z chwilą odzyskania niepodległości pamięć o tym była wciąż dość silna.
- Choć Polaków niepokoi działalność w Niemczech tzw. wypędzonych, popieranych przez prominentnych niemieckich polityków, nie ma u nas środowisk domagających się rewizji granic i np. odzyskania Wilna.
- Na Litwie nie ma wrogości wobec Polski i Polaków, ale coś na kształt niepewności, która ma charakter intencjonalny i marginalny, a także lokalny. Regionalni politycy, chcąc się wyróżnić w swoim środowisku, usiłują wykorzystać zatargi, np. z mniejszościami. Ale to zdarza się na całym świecie. Znaczenie złych momentów z naszej wspólnej przeszłości jest coraz mniejsze i nie ma żadnego przełożenia na realną politykę. Jestem dumny, że stosunki polsko-litewskie były w ostatnich latach najlepsze od 1918 r.
- Polska mniejszość podnosi jednak choćby kwestię praw do pisowni polskich nazwisk, co jest przejawem złego traktowania przez państwo.
- Sprawa nazwisk ma swoją wagę, ale po rozmowach z prezydentami Kwaśniewskim i Kaczyńskim wykonaliśmy krok w kierunku rozwiązania problemu. Litewski Trybunał Konstytucyjny potwierdził, że Polacy będą mogli posługiwać się na jednej ze stron paszportu polską pisownią. Ten kompromis pozwala mi uznać sprawę za zamkniętą.
- Po kilkunastu latach przemian Litwa, z byłej republiki sowieckiej, stała się członkiem NATO i UE. Jakie są główne cele, a zarazem zagrożenia w najbliższych latach?
- Litwini wszędzie w Europie są już traktowani jako pełnoprawni mieszkańcy kontynentu, jednak mimo dobrych wskaźników gospodarczych Litwa nie osiągnęła jeszcze poziomu życia państw zachodnich. I właśnie zapewnienie odpowiedniego poziomu życia obywatelom jest największym celem, a zarazem zagrożeniem. Zwłaszcza w sytuacji kryzysu światowego. Jednym z jego skutków jest exodus młodych ludzi do innych krajów w poszukiwaniu pracy. Dotyczy to często młodych i wykształconych osób.
Valdas Adamkus
Prezydent Litwy w latach 1998-2003 i 2004-2009. Uczestnik ruchu oporu wobec sowieckiej okupacji, na emigracji wieloletni działacz amerykańskiej Partii Republikańskiej i szef Agencji Ochrony Środowiska USA