Usmażeni
Na finiszu ostatniej fali upałów odbyły się mistrzostwa w gotowaniu na betonie. Na patelniach królowała swojska jajecznica. Powietrze drga jak na afrykańskiej sawannie, uczestnicy ocierają pot z brwi, a jajka ścinają się w kilka minut.
Okazji do takich happeningów nie brakowało. W Warszawie tropikalne upały powyżej 30 stopni utrzymały się przez większą część lipca. Nie trzeba być meteorologiem, żeby dostrzec, że klimat się zmienia. Kiedyś taka pogoda to była anomalia. Dzisiaj to nowa norma. Norma, na którą nasze miasta kompletnie nie są przygotowane.
W każdym mieście znajdzie się plac, na którym można wykonać podobny eksperyment. Reprezentacyjny, z pomnikiem na środku, w całości pokryty kostką bauma. Czasem ktoś ustawi na takim placu ławki, ale przy 35 stopniach ławka w słońcu parzy, więc nikt jej nie używa. Drzewa? Kiedyś były. Potem samorządowcy uznali, że to zagrożenie dla ruchu drogowego. Poza tym gubią liście, trzeba zamiatać. Po co tracić na to pieniądze? Od Bałtyku po Tatry samorządy tępiły w takich miejscach zieleń. Miasto z betonu miało być nowoczesne, porządne. Remont, przebudowa ulicy oznaczały wycinkę, zamianę trawnika na kostkę brukową albo po prostu na kolejny pas jezdni.
Klimatu nie schłodzimy, ale polskie miasta - jak najbardziej możemy. Rozwiązania są proste i względnie tanie. Przy każdej ulicy szpalery drzew, dające w gorący dzień cień i wytchnienie - to powinien być cywilizacyjny standard podobny do kanalizacji czy oświetlenia. Możemy rozsądniej gospodarować wodą. Naturalnie rozlane rzeki, kanały, oczka wodne pomagają nam i przyrodzie radzić sobie z żarem. Parki, zielone skwery obniżają temperaturę w całym mieście. W przeciwieństwie do kostki bauma.
Gusta mamy różne. Komuś bardziej się podoba stare drzewo, komuś innemu herb miasta ułożony z kolorowej kostki brukowej. Ale w tej sprawie nie o estetykę idzie. Już dzisiaj więcej osób umiera w polskich miastach z powodu upałów niż mrozów. Jeśli ich nie odbetonujemy, będziemy się w nich co roku smażyć.