"Super Express": - Media już okrzyknęły przejście Bartosza Arłukowicza do rządu politycznym transferem roku. To duże osłabienie dla SLD?
Jerzy Wenderlich: - Myślę, że nie. Jeszcze 2-3 lata temu SLD był niejednolity i Arłukowicz był bardziej aktywny w mętnej wodzie. Teraz, kiedy partia zaczęła się stabilizować i przywództwo Grzegorza Napieralskiego stało się mocniejsze, Bartosz Arłukowicz już nie tak chętnie włączał się w pracę klubu parlamentarnego. Nie mam jednak o to pretensji.
- SLD chciał się go pozbyć? Jego popularność od jakiegoś czasu wyraźnie przeszkadzała liderowi.
- Tę popularność poseł Arłukowicz zawdzięcza właśnie Grzegorzowi Napieralskiemu. Pamiętam, że przyszedł do przewodniczącego i mówił, że w związku z tym, że chce kandydować na prezydenta Szczecina, bardzo prosi, żeby skierować go do komisji śledczej hazardowej. Tam będzie mógł zrobić sobie nazwisko. Grzegorz Napieralski stwierdził, że skoro prosi, to trzeba mu pójść na rękę.
Przeczytaj koniecznie: Bartosz Arłukowicz pluł na PO teraz jej służy!
- Jak pamiętamy, w wyborach nie wystartował. Stracił wasze zaufanie?
- Kiedy już był w tej komisji i, tak jak chciał, zyskał popularność, zachował się nielojalnie wobec organizacji szczecińskiej. Niemal do ostatniej chwili wierzono tam wtedy, że w wyborach będzie kandydował, jak to obiecywał. Obietnicy nie dotrzymał i nie pozwolił wykorzystać naszej dobrej szansy w Szczecinie.
- Ta nielojalność była początkiem jego końca w SLD?
- W SLD nie operuje się kategorią początek końca. Każdy ma swoje miejsce i obszar działania. Miał go również Bartosz Arłukowicz. Sami zastanawialiśmy się, czemu wycofał się z działań na rzecz partii. Niespecjalnie jednak zaprzątam sobie tym głowę, bo na szczęście większość posłów SLD rozumie, że tylko obecność wśród ludzi zwiększa poparcie dla partii. A to systematycznie zdobywamy.
- Odchodząc, poszedł więc wam trochę na rękę.
- Nie rozumiem dlaczego.
- Jako człowiek, który się nie sprawdzał, chyba dobrze, że odszedł.
- Tego nie powiedziałem. Wyciąga pan błędne wnioski.
- Kiedy Katarzyna Piekarska przechodziła z Unii Wolności do SLD, jej ówcześni członkowie, którzy teraz są w PO, krzyczeli, że to korupcja polityczna. Też uderzycie w te tony?
- Gdybym miał się zastanawiać nad tym, kogo PO przyciąga z innych partii jako parawan, żeby ukryć swoją nieudolność i brak działań, to traciłbym czas. Dziwię się tylko Bartoszowi Arłukowiczowi, że jako lekarz wybrał ofertę partii, której przedstawiciele twierdzą, że starszych ludzi nie warto leczyć. Jeśli się na to zdecydował, to nie zrobił tego z tych samych powodów, co doktor Judym.
- To kolejna postać związana z lewicą, którą podbiera wam PO. Byli już: Belka, Hübner, teraz Arłukowicz. Nie powoduje to irytacji w SLD?
- Z całą pewnością Bartosz Arłukowicz to nie Marek Belka, którego obecność w NBP bardzo nas cieszy. Przy braku specjalistów w PO, na straży finansów państwa stoi znakomity ekonomista i były premier z ramienia SLD. A nawet jeśli Platforma znajdzie jeszcze 2-3 parawany, i tak zapłaci za swoją ignorancję wobec problemów Polaków.
- Bartosz Arłukowicz ma startować z list PO w Szczecinie. Szykuje się więc pojedynek z Grzegorzem Napieralskim.
- Grzegorz Napieralski jest osobą o takim autorytecie i takim zaufaniu Polaków, że będzie największą wartością palety wyborczej w okręgu szczecińskim.
- W przypadku ewentualnych rozmów koalicyjnych między PO i SLD przejęcie Arłukowicza nie będzie przeszkodą w rozmowach?
- Tam, gdzie jest interes Polski, nie ma sensu spoglądać na małostki. Z drugiej strony, jeśli ktoś chciałby odwrócić sytuację i mówić, że Bartosz Arłukowicz przeciera szlak koalicyjny między obiema partiami, byłaby to nieprawda. Byłoby to przecieranie szlaku papierem ściernym, a nie ideami.
Jerzy Wenderlich
Wicemarszałek Sejmu, SLD