Jerzy Owsiak

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Jerzy Owsiak: Część urzędników tkwi wciąż w PRL

2013-03-12 7:00

Nie jestem politykiem i nie wiem, na co oni marnują czas - mówi szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

"Super Express": - Po co nam minister zdrowia, skoro reaguje dopiero po tym, gdy głos zabierze Jerzy Owsiak? Gdy jest nacisk Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?

Jerzy Owsiak: - W jednej z audycji padł taki głos, że "skoro brakuje na medycynę ratunkową, to może byście zbierali na to pieniądze". To może w ogóle założymy nowe państwo i to my będziemy zbierali na nie podatki, będziemy je dzielili itd.?

- Dla wielu zapewne kusząca wizja...

- To nieporozumienie. Zmieńmy to, co już jest, zamiast wywrócić wszystko do góry nogami. Przyszliśmy do ministra z konkretnym postulatem i nas wysłuchał. Zareagował od razu. Przynajmniej tyle. Politycy wciąż zachowują się słabo, ale na szczęście się uczą. Kiedyś, przy okazji powodzi, premier Cimoszewicz powiedział: "Trzeba się było ubezpieczyć". W chwili, kiedy tylu ludzi przeżywało tragedię. Niby konkretna rada, ale wypowiedziana w skrajnie nieodpowiednim momencie.

- Zapowiedź kontroli po pańskim wystąpieniu nie wskazuje, że ministerstwo wcześniej w ogóle o niej nie myślało?

- Może problem w tym, że minister zdrowia i wielu innych zajmuje się nie tylko swoją działką, ale też polityką w ogóle? Rada Ministrów to takie grono ratowania rządu w doraźnych sytuacjach. Ministerstwo Zdrowia to też ogromna struktura i może wiele rzeczy tam się gubi. Nasza fundacja zajmuje się drobnymi działkami i to działa.

- Dało się odczuć, że odebrał pan śmierć Dominiki tak, że to działanie WOŚP jest często marnowane.

- Dominika miała jechać do Łodzi do placówki, gdzie jest nasz sprzęt, gdzie są przyjaciele WOŚP. Gdyby przyjechała na czas, to wszystkie urządzenia były! Nawet nie mogła z tego skorzystać. Podkreślmy też, że pieniądze przeznaczone na polską służbę zdrowia nie są wcale małe. My zbieramy 50 milionów, zmieniamy coś w stu procentach, niekiedy od zera. Jakąś drobną działkę. Ale co to jest w skali budżetu państwa? To drobne, tyle że dobrze zarządzane.

- Ministerstwo i NFZ zarządzają źle?

- Utrzymywanie naszego programu badania słuchu noworodków obejmuje 98 proc. dzieci. I kosztuje zaledwie 1,5 mln zł rocznie. Jedna osoba w fundacji siedzi nad papierologią, kilka osób w Poznaniu nad stroną medyczną. I tyle! Nie 16 zespołów, 14 koordynatorów i do tego asystentów... Tak byłoby ze strony państwa. Pamiętam, jak minister zdrowia Ewa Kopacz powiedziała kiedyś, że jak WOŚP zrobi program, to oni już to przejmą i będą nadzorowali. Powiedziałem: Nie daj Boże!

- Skąd ten problem?

- Minęło ćwierć wieku od PRL, ale duża część machiny urzędniczej wciąż w tym PRL tkwi. Jak dali trochę podziałać polskim przedsiębiorcom, to okazało się, że na targach informatycznych w Hanowerze nie mamy żadnych kompleksów! Politycy i urzędnicy to często tacy ludzie jak my. I nagle w urzędach dostają jakiegoś dziwnego ciśnienia, by utrudniać, nie być przyjacielskim...

- Minister Arłukowicz i wspierający go politycy obiecali, że w ratownictwie sporo się zmieni. Jak wiele pan się po nich spodziewa?

- Tragedia dziecka może dać impuls do mocnej, trwałej zmiany. Co do wiary... Najbardziej wierzę w to, że uda się zmienić coś na szybko. Nawet coś podstawowego. Choćby kontakt pacjenta z dyspozytorem. Mamy powody wierzyć, że możemy jako WOŚP pomóc tym ujednoliconym programem. W to, że politycy zrobią coś sami z siebie, nie wierzę.

- "Nie wierzę politykom" - jak śpiewał Tilt?

- Nie chcę demonizować, że politycy są ludźmi bez serca. Mam wrażenie, że wiele kwestii otaczających nasze życie polityczne zajmuje ich jednak na tyle, że na nic innego nie znajdują już czasu. Nigdy nie siedziałem w polityce i nie wiem, jak im ten czas przepływa przez palce. Na co oni go marnują? WOŚP jako organizacja pozarządowa znana wszystkim Polakom może jednak spowodować presję, która nie pozwoli wielu rzeczy zamiatać pod dywan. Tyle że nie zrobimy zmian bez polityków. Minister zdrowia, czy chcemy tego, czy nie, jest jak nasz dyrektor. Musimy z nim rozmawiać, choć są to kontakty nieczęste i trudne, ale nie uciekamy od nich.

- Nie dziwi pana, że politycy nie doceniają wagi problemów, dopóki nie wydarzy się tragedia? Niedawno słyszeliśmy posła Niesiołowskiego powątpiewającego w istnienie niedożywionych dzieci...

- Gdybyśmy się w to zagłębili, to jest syndrom władzy. Bieda i niedożywienie istnieją. Na miejscu polityków bym z tego nie żartował. Do tego państwa o rozwiniętej demokracji mają lepiej rozwinięty system kontroli nad politykami. U nas nie bardzo. Podobnie jest z mediami. Jakiś temat jest rozkręcany, ale nie zawsze ma konsekwencje. Polityk, który oszukał, postąpił nieetycznie, powinien być wykreślony z listy ludzi, z którymi się rozmawia. Polacy widzą takich ludzi, którzy nadal się kreują, dyskutują w mediach.

- Bieda, niedożywienie, problemy w służbie zdrowia. Tymczasem od części polityków słyszymy, że Polska zabiera się do zastąpienia w Unii Wielkiej Brytanii...

- Owszem, nie jesteśmy w kryzysie "Titanikiem", który tonie. Ale bez przesady z hurraoptymizmem! Od iluś lat słyszę, że mamy być a to drugą Japonią, a to drugą Irlandią. Niech lepiej spojrzą na to trzeźwo i myślą nie o zastąpieniu, ale zmniejszaniu przepaści do Wielkiej Brytanii. Problemów mamy całe morze. Zmorą są zamówienia publiczne i zasada, korupcjogenna, wyboru najtańszej oferty. I mamy później chińskie autostrady, które nie chciały się zbudować, lotnisko, z którego nie można latać... Przydałaby nam się dawna etyka pracy. Z II Rzeczpospolitej albo XIX wieku. I działania, także polityków i urzędników, rodem z dwudziestolecia międzywojennego. Kiedy z pasją dźwigano kraj z ruin, choć zaległości było mnóstwo.

- Rozmawialiśmy z dr. Konstantym Radziwiłłem. Podkreślił, że problem w tym, że w polskiej służbie zdrowia celem jest przynoszenie zysku. Widziałem taką scenę w filmie dokumentalnym "Lekarze", w którym pani z NFZ tłumaczy kardiochirurgom, że operując, powinni zastanawiać się, ile kosztują narzędzia, że może lepiej sięgnąć po te tańsze.

- To jest problem przerzucenia obowiązków, które nie powinny spoczywać na lekarzach. Także tego, że za mało daje się swobody środowiskom lokalnym, także w finansowaniu służby zdrowia. Jestem wielkim zwolennikiem działań lokalnych. Lokalnie wiedzą często lepiej, co jest im potrzebne. Lepiej o to zadbają. Tym bardziej że medycyna jest nie do końca policzalna, a w NFZ panuje od jakiegoś czasu mechanizacja. Ludzie podchodzą tam do problemu statystycznie. Oczywiście powinni umieć liczyć, ale bezduszne słupki w służbie zdrowia się nie sprawdzą.

Jerzy Owsiak

Szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy