Jerzy Jachowicz

i

Autor: Andrzej Lange

Jerzy Jachowicz: wyjaśnieniu sprawy zaszkodziła rywalizacja śledczych

2013-07-23 4:00

Prokuratury w Warszawie i Łodzi mają wykluczające się wersje śmierci byłego szefa policji, generała Marka Papały.

"Super Express": - Wczoraj prokuratura w Warszawie wygłosiła mowę końcową w procesie Ryszarda Boguckiego i Sławomira Z. ps. Słowik, których oskarża o podżeganie do zabójstwa gen. Papały. W tej samej sprawie działa prokuratura w Łodzi, która kilka dni temu uzyskała zgodę na przedłużenie aresztu dla Igora M. "Patyka" i Mariusza M., którzy przyznali się, że przypadkowo zabili Papałę w czasie kradzieży samochodu. Nie nazbyt paranoiczny obraz tej zbrodni?

Jerzy Jachowicz: - Od ponad roku trwa już absurdalna sytuacja, której twórcą jest prokuratura. Ani prawnicy, ani zwykli zjadacze chleba kompletnie nie rozumieją, jak to jest możliwe, że dwie prokuratury dochodzą do tak diametralnie różnych wniosków.

- Panu która z tych wersji wydaje się bardziej prawdopodobna?

- Ani jedna, ani druga do mnie nie przemawia.

- Dlaczego?

- Ryszard Bogucki miał zostać rozpoznany przez żonę gen. Papały jako ktoś, kto przechodził obok miejsca zbrodni. Te zeznania nie padły bezpośrednio po morderstwie. Pojawiły się dopiero po jakimś czasie. Ze "Słowikiem" sprawa jest o tyle skomplikowana, że, jak sam przyznał, spotykał się z Edwardem Mazurem, aby znaleźć zabójcę Papały za 40 tys. dolarów. Poza tymi zeznaniami nie ma żadnych innych dowodów, że tak właśnie było. Nieraz w świecie gangsterów istniały dzikie prawa, które kazały brać na siebie mniejszej rangi przestępstwa, aby uniknąć odpowiedzialności za te cięższe. To dziwne, że kryminalista tej rangi co "Słowik" z taką dziecinną łatwością wziął na siebie ciężar nakłaniania do tej zbrodni.

- A co z wersją "Patyka"?

- Brzmi ona jeszcze gorzej. Twierdzenie, że gen. Papała stał się przypadkową ofiarą napadu rabunkowego "pęka w szwach". W świecie przestępczym faktem powszechnie znanym, potwierdzonym przez tych, którzy znają "Patyka", który jako tuzinkowy przestępca płacił im haracz, było to, że na akcje chodził bez broni. Poza tym trudnił się kradzieżą luksusowych samochodów, głównie terenowych. A tu wraz z Mariuszem M. połasił się na espero gen. Papały. Zbyt wiele tu znaków zapytania.

- Skoro obie wersje są tak słabo udokumentowane, to czemu dwie prokuratury tak święcie są do nich przekonane?

- Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie brzmi prosto: chodzi o nieudolność jednych i drugich. Obie prokuratury wykazały się nadgorliwością, która nie przyniosła żadnych efektów. Co najwyżej efektem jest to, że między warszawską i łódzką prokuraturą zrodziła się niezdrowa rywalizacja.

- To ona zaszkodziła wyjaśnieniu sprawy?

- Tak. Nie wiem zresztą, jak mogło do tego dojść, że w tym najważniejszym śledztwie kryminalnym po 1989 roku nie było między tymi prokuratorami współpracy. Panowała nieufność i każda prokuratura strzegła swoich materiałów śledczych, które były w jej posiadaniu. Szkoda, że przed opinią publiczną musiało dojść do takiego spektaklu.