Jerzy Buzek: POLSKA może jeszcze ODRZUCIĆ ACTA

2012-01-27 21:10

Specjalnie dla "Super Expressu" Jerzy Buzek rozwiewa wątpliwości w sprawie ACTA i podsumowuje swoją kadencję przewodniczącego PE.

Super Express”: - Wczoraj w nocy ambasador Polski w Tokio w imieniu rządu podpisała porozumienie ACTA. Nie pospieszyliśmy się z tym?

Jerzy Buzek: - Nie, ponieważ ten podpis niczego nie przesądza.

- Jednak polski rząd daje sygnał, że ACTA nie budzi żadnych wątpliwości.

- Polska może jeszcze nie ratyfikować tego porozumienia. Może je także odrzucić Parlament Europejski, co zakończy żywot tego pomysłu.

- A zdarzyło się już wcześniej coś takiego?

- Siedem lat temu starałem się zmienić zapisy dyrektywy, związanej z patentowaniem oprogramowania komputerowego. Ostatecznie jednak odrzuciliśmy całą propozycję.

- Parlament Europejski już głosował nad tym porozumieniem...

- Pamiętajmy, że dotychczasowe głosowanie nad ACTA nie miało żadnej mocy sprawczej. Opowiedziano się jedynie za tym, żeby delegacja Unii wynegocjowała ACTA zgodnie z europejskim prawem. Wiążące decyzje Parlamentu Europejskiego zostaną podjęte dopiero za kilka miesięcy.

- Wracając do polskiego rządu, wygląda na to, że sprzeciw wobec ratyfikacji ACTA nie wchodzi w rachubę. Premier i ministrowie dzielnie bronią tego porozumienia. Nie zauważają, jakie kontrowersje wzbudza wśród społeczeństwa i organizacji pozarządowych?

- Polski rząd zachowuje się powściągliwie i w jego wypowiedziach wyraźnie słychać, że ACTA nie jest dla niego sprawą przesądzoną. Dobrze się stało, że nasz rząd nie odrzucił tego porozumienia od razu,  bo trzeba przecież nad nim poważnie dyskutować, włączyć opinię publiczną - nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach.

- Chyba jednak rząd odrzuca dyskusję, bo ministrowie Sikorski i Zdrojewski uparcie twierdzą, że społeczeństwo nie zrozumie ACTA. Ich wypowiedzi świadczą jednak o tym, że to oni nie rozumieją skali zagrożenia.

- Sprawa ochrony praw autorskich jest niezwykle ważna i trzeba docenić wysiłki Amerykanów, którzy chcą tę sprawę uregulować. Należy to jednak zrobić w taki sposób, aby nie zaszkodzić swobodnemu przepływowi informacji w Internecie. Natomiast pochwaliłbym polski rząd, że z troską pochylił się nad sprawą ochrony własności intelektualnej.

- Mało kto neguje potrzebę uregulowania kwestii ochrony praw autorskich. Poważne wątpliwości budzą jednak zapisy, które w wolność Internetu zdecydowanie godzą. Do nich rząd się raczej nie odnosi.

- Dlatego potrzeba dyskusji na ten temat. Być może Parlament Europejski uzna, że trzeba zmienić niektóre zapisy tak, aby tę wolność chronić.

- Do tej pory merytorycznej dyskusji w Parlamencie Europejskim zabrakło. Organizacje broniące wolności słowa są oburzone, że nad ACTA pracowano w ogromnej tajemnicy. Pana też to oburza?

- O tajnym trybie prac można by mówić, jeżeli w tajemnicy wprowadzilibyśmy porozumienia ACTA w życie. Raz jeszcze chcę powtórzyć, że decyzja PE ograniczyła się jedynie do nawołania do przestrzegania wszystlkich europejskich praw i swobód i była rozpoczęciem publicznej dyskusji nad tym dokumentem.

- Europarlamentarzysta Bogusław Sonik z PO powiedział jednak na naszych łamach, że nie wiedział, z czym ma do czynienia. A posłowie sprawozdawcy nie przestawili najbardziej kontrowersyjnych tez ACTA.

- Nie chcę wnikać w to, co poszczególni posłowie wiedzieli na ten temat, bo to nie jest aż tak istotne. Zgodzili się jedynie, że w przypadku zakończenia negocjacji - co się już stało - trzeba zająć się tą sprawą.

- Znając wątpliwości zapisów ACTA, zagłosowałby pan za wprowadzeniem w życie porozumienia w jego obecnej formie?

- Przede wszystkim jestem za rzeczową, kilkumiesięczną dyskusją, która wskazałaby na wszystkie zastrzeżenia, jakie wiążą się z ACTA. Dopiero po tej dyskusji podjąłbym ostateczną decyzję. Dziś tej decyzji pan nie usłyszy.

- Dyskusja ws. ACTA odbędzie się w Parlamencie Europejskim już bez pana w roli przewodniczącego. Co pan uznałby za swój największy sukces zakończonej niedawno 2,5 letniej kadencji?

- Martin Schulz otrzymał ode mnie Parlament Europejski jako instytucję nieporównanie silniejszą niż ta, którą zastałem na początku swojej kadencji. Teraz trzeba dobrze wykorzystać te możliwości.

- Na czym polega to wzmocnienie roli PE?

- Widać to po decyzjach, na które wpłynęliśmy. Dzięki staraniom Parlamentu Europejskiego mamy dziś niezależną dyplomację europejską, mamy też możliwość wpływu na wieloletni budżet unijny. Na tym szczególnie mi zależało, bo PE jest za bogatym budżetem - na koleje, połączenia internetowe, na szkolenie ludzi, wsparcie innowacyjności firm itd. Wynegocjowaliśmy i wprowadzamy w życie także działania antykryzysowe i mechanizmy tworzenia nowych miejsc pracy, czyli tzw. sześciopak, tu warto podkreślić zasługi polskiej prezydencji. PE jest więc silną demokratyczną instytucją w środku zjednoczonej Europy, wybieraną bezpośrednio przez Europejczyków i reprezentującą ich interesy. Co najważniejsze, współdecyduje o przyszłości Unii.

- Ale jak długo? Kraje strefy euro planują wykluczenie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego ze spotkań decydujących o przyszłości eurolandu.

- Życzę Martinowi Schulzowi, żeby powiodła mu się misja reprezentowania stanowiska PE we wszystkich miejscach, gdzie zapadają najważniejsze dla przyszłości Unii decyzje.

- Co uważa pan za swoją największą porażkę?

- Na pewno jest to sytuacja na Białorusi, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej dramatyczna. Żałuję też, że nie udało się zintensyfikować współpracy Unii ze Stanami Zjednoczonymi i przekonać Waszyngtonu, że nie tylko Azja zasługuje na większą uwagę. Chociaż z drugiej strony pokazaliśmy, że bez Ameryki Europa potrafi sobie poradzić. Przecież do niedawna na Bałkanach, w Europie Wschodniej czy Północnej Afryce bez pomocy zza oceanu nie byliśmy sobie w stanie nic zrobić. Dziś sytuacja jest zupełnie inna i bardzo mnie to cieszy. Dlatego tak wiele czasu poświęciłem na wizyty na Ukrainie, w Mołdawii, Chorwacji, Turcji czy krajach arabskich i Izraelu.

- W jednej z rozmów z nami były europarlamentarzysta Marcin Libicki miał pretensje do pana, że za mało pan zrobił, aby przeciwdziałać powstaniu Gazociągu Północnego. Czuje pan, że zabrakło tu zdecydowanych działań?

- Żałuję, że takie słowa padły z ust właśnie jego, bo przecież powinien wiedzieć, że kiedy zostałem przewodniczącym PE, wszystkie decyzje w sprawie Gazociągu zostały już podjęte i jego budowa właśnie ruszała.

- Jako przewodniczący czuł pan presję ze strony Francji i Niemiec w sprawie wstrzymania prac nad wydobyciem gazu łupkowego w Europie, a przede wszystkim w Polsce?

- Nie czułem i powiem więcej – żadne próby wprowadzenia moratorium na wydobycie gazu łupkowego w całej Europie nie mają szansy na powodzenie. Najważniejsze jest teraz to, by nie wprowadzić takich przepisów unijnych, które sprawiałyby, że wydobycie gazu łupkowego będzie nieopłacalne.

- Nie boi się pan, że interesy energetyczne największych krajów Unii stojące często w sprzeczności z naszymi, wezmą górę?

- Od dwóch lat wraz Jacquesem Delors (byłym przewodniczącym Komisji Europejskiej) promuję ideę wspólnych badań nad nowymi źródłami energii i wspólnego rynku energetycznego, a przede wszystkim - wspólnych europejskich zakupów gazu na zewnątrz Unii. Ta idea - Europejskiej Wspólnoty Energetycznej - zyskała poparcie najważniejszych ludzi w Unii i dziś polityka energetyczna ma już zupełnie inny wymiar niż kiedyś. Jej stopniowe wprowadzanie w życie ustrzeże UE przed podobnymi sytuacjami jak ta z Gazociągiem Północnym.


- Znany ze swojej nieufności wobec krajów tzw. nowej Unii Martin Schulz nie zablokuje eksploatacji polskich łupków?

- Mam nadzieję, że tak się nie stanie i wierzę, że będzie kontynuował zasypywanie podziałów między krajami członkowskimi, które rozpocząłem. To leży w interesie całej Unii Europejskiej. Także jej zachodniej części.


- Coraz wyraźniejszy jest jednak podział na kraje eurolandu i kraje, które wspólnej waluty nie przyjęły. Janusz Lewandowski na łamach „SE” zwraca wręcz uwagę, że tworzy się Unia w Unii. To zagrożenie dla funkcjonowania Wspólnoty?

- Trzeba zrobić wszystko, żeby tak się nie stało. Wszystkim nam powinno zależeć, aby każdy kraj Unii był włączony w główny obieg europejski. Jako przewodniczący PE walczyłem o to i jako szeregowy poseł mam zamiar kontynuować te starania.

- A gdzie pan widzi swoją przyszłość polityczną?

- Na razie skupiam się na najbliższych 2,5 roku w Parlamencie Europejskim, gdzie zamierzam aktywnie działać na rzecz Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, tworzenia europejskiej przestrzeni debaty publicznej oraz promocji demokracji i praw człowieka w sąsiedztwie Unii Europejskiej.

- To oficjalny program polityczny Jerzego Buzka na resztę kadencji w PE?

- Tak, i pan słyszy to jako pierwszy.

- A co potem? Niektórzy spekulują, żeby mógłby pan zostać ponownie premierem RP.

- W moich rozważaniach nie sięgam dalej w przyszłość, niż najbliższe pół roku. Obszary moich zainteresowań, które panu przedstawiłem, ustaliłem w ciągu ostatniego miesiąca. Na dalsze plany przyjdzie jeszcze czas.

Rozmawiał Tomasz Walczak