Jerzy Borowczak: Przesada i zwykła pazerność

2013-01-16 3:00

240 tys. zł dla Zbigniewa Romaszewskiego oceniają opozycjoniści.

"Super Express": - Zbigniew Romaszewski otrzyma 240 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania za prześladowania i czas spędzony w więzieniu PRL w latach 80. Jest to różnie komentowane przez byłych opozycjonistów...

Jerzy Borowczak: - Oceniam to jednoznacznie negatywnie. Odwiedziłem kilkanaście uczelni i szkół, mówiąc młodzieży o tym, jak z patriotyzmem i oddaniem wielu ludzi, narażając się na represje, walczyło o wolną Polskę. I teraz niektórzy wystawiają tej wolnej Polsce za to rachunek?! Wydawało mi się, że byliśmy idealistami, że na pierwszym miejscu była niepodległość, honor... Przecież Romaszewski był przez 20 lat senatorem, czerpał pełnymi garściami z wolnej Polski, a teraz chce jeszcze dodatkowych pieniędzy?!

- Może jest tak, że dawnym opozycjonistom coś się należy? Nie było ich w końcu aż tak wielu. Walczyli też, nie wiedząc, czy kiedyś będą mogli mieć za to miejsca w parlamencie bądź jakiekolwiek zadośćuczynienie...

- Pamiętam, że chyba były tylko dwa takie wnioski w III RP. To była Ania Walentynowicz i właśnie Romaszewski. I Ani Walentynowicz się to najzupełniej należało. Była schorowana, nie piastowała żadnych stanowisk, nie miała środków do życia. Nikt nie ma prawa powiedzieć o jej odszkodowaniu złego słowa. Ale to, co robi Romaszewski, to zwykła pazerność. Był senatorem, żona pracowała w Senacie i Kancelarii Prezydenta, córka jest szefem TV Biełsat.

- Żona i córka nie występowały...

- Wiem, ale chodzi o to, że oni mają z czego żyć. Wolna Polska ich doceniła. Wielu ludziom, którzy kiedyś bardzo ryzykowali, żyje się dziś jednak bardzo ciężko. Jeżeli Romaszewski chce, to mogę mu wskazać tych, którym może przekazać te pieniądze! Choćby działacze dawnych Wolnych Związków Zawodowych, mieszkający na Stogach w Gdańsku. Józek Drogoń, który cieniutko przędzie... Kazio Zaczyński, który ma obie panewki do wymiany, chodzi o kijkach...

- Może w wolnym kraju powinny to regulować sądy? A może jest to jednak wyjątkowa sytuacja i rzeczywiście w jakiś sposób uregulować to ustawą?

- Przez dwa lata była taka PiS-owska ustawa... Trybunał ją zakwestionował, gdyż wyznaczała górny pułap odszkodowań do 25 tys. zł. Nikt jej później nie poprawił. Kiedy obowiązywała, wielu kolegów, którzy mają groszowe renty, brakuje im na leki, sztuczne biodra itp. namówiłem, żeby wystąpili do sądu o te 20-25 tys. Oni zostali sami sobie, nie wiedzieli, gdzie się zwrócić o pomoc. Zawiązaliśmy taką grupę, której nieformalnym szefem jest Janek Rulewski. Są w niej Ania Sztark, a także posłowie Szwed i Śniadek z PiS. I będziemy próbować, żeby tych ludzi nie pozostawiono samym sobie. Niech część działaczy opozycji, dzisiejszych posłów, senatorów, uderzy się jednak w piersi, czy im wszystkim naprawdę było w latach 80. tak ciężko?

- W jakim sensie?

- Weźmy stan wojenny. Pamiętam, że Polacy nie mogli związać końca z końcem, nie było niczego w sklepach. A mnie przynoszono jako opozycjoniście pomoc z paczek z Zachodu, od księdza Jankowskiego. Kawę, szynkę, masło. Romaszewski z tego nie korzystał? Bez przesady, przecież niekiedy było nam lepiej niż zwykłym ludziom. I co więcej, pozostaje ta nierównomierność odszkodowań.

- Wspominał pan o ustawie autorstwa PiS. Może to błąd, że nie dopracowano jej i nie przywrócono?

- Jest coś niesprawiedliwego w tym, że Romaszewski otrzymuje 240 tysięcy, a rodziny ofiar zamordowanych w grudniu 1970 po 50 tys. Za oddanie życia 50 tysięcy, a 240 tys. wieloletniemu senatorowi? Teraz, po tym, co zrobił Romaszewski, aż wstyd iść na spotkanie z młodzieżą, bo zapytają, czy to jest rachunek, niby za ten patriotyzm... To przykre.

Jerzy Borowczak

Działacz opozycji solidarnościowej, poseł PO