W czasach kiedy Rosjanie nakładają zakaz sprzedawania polskiej żywności na swoim rynku, na przykład słynnych już jabłek, wykorzystując do tego jawnie kłamliwe preteksty, akcja pod tytułem "Jem polskie jabłka, nie tankuję na rosyjskim Lukoilu" wydaje się sensowna z kilku powodów. Po pierwsze, pokazuje, że my, Polacy, możemy i potrafimy być razem. Po drugie, przekazuje Rosjanom prosty sygnał: jak Kuba Bogu Po trzecie, daje szanse na przejęcie ponad setki stacji w całej Polsce którejś z polskich firm, na przykład Lotosowi czy Orlenowi, po niewygórowanej w tej sytuacji cenie. Po czwarte, przy tej okazji wiele osób uświadomić sobie może, że bogactwo Rosji wynika w zasadzie wyłącznie ze sprzedaży gazu, ropy i tego, co Rosjanie z ziemi wykopią, że ich ekonomiczny dorobek w innych dziedzinach jest dalece wątpliwy.
Oddolny bojkot Lukoilu i w konsekwencji jego bardzo prawdopodobne w najbliższym czasie wycofanie się z Polski nie zmieni z całą pewnością decyzji Moskwy dotyczącej niby sanitarnych zakazów eksportu naszej żywności. Na pewno jednak pokaże Putinowi i jego oligarchom, że Polacy potrafią się organizować i z głęboką dezaprobatą podchodzą do prób karania polskich towarów pod głupawymi pretekstami. Ponieważ w akcji "Jem polskie jabłka, nie tankuję na rosyjskim Lukoilu" widzę same pozytywy, z chęcią się do niej osobiście przyłączam, i wszystkich Państwa namawiam. Lukoil omijam szerokim łukiem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail