Choć Krystyna z dziećmi i rodzicami są bezpieczni od wielu miesięcy w Polsce, to nie oznacza, że rodzina jest szczęśliwa. - Mój mąż walczy za wolność Ukrainy. Jest gdzieś pod Bachmutem, a tam dzieją się przerażające rzeczy. Bardzo się o niego boję. Żyję w strachu, że już go nie zobaczę. To miejsce, które jest głównym celem armii Putina. A my musimy je koniecznie obronić – opowiada nam Krystyna Kosheleva, która stara się być w kontakcie z mężem.
- Niekiedy nie mam z ukochanym żadnego kontaktu, bo zrywa sieć i nie ma zasięgu. Przez wiele, wiele godzin nie mam pojęcia, co się z nim dzieje. Czy udało mu się przeżyć kolejny dzień, czy naszym bohaterom udało się powstrzymać rosyjskich barbarzyńców... – mówi zrozpaczona kobieta ocierając łzy. Kobieta ma nadzieję, że piekło wojny się wreszcie zakończy.
- Wszyscy mamy nadzieję, że Rosjanie zostaną ostatecznie pokonani. Wiem też, że naszym dzielnym żołnierzom walczy się o wolność Ukrainy i Europy łatwiej, kiedy wiedzą, że ich bliscy są bezpieczni, w Polsce, która o nich dba – dodaje pani Krystyna, która mieszka we Wrocławiu. Ale zanim dotarła do Polski doświadczyła niewyobrażalnego strachu o córkę Emilię, rodziców i siebie.
Uciekła przed wojną do Polski
Najpierw wszyscy pojechali do Tarnopola, miasta na zachodzie Ukrainy. - Podczas podróży przeżyliśmy koszmar. Jechaliśmy prawie dwie doby. Po drodze zabrakło nam benzyny, a na stacjach jej nie było. Samochody stały w ogromnych kolejkach – wspomina kobieta. Podczas jednego z postojów na stacji, doszło do przerażającej sytuacji. Nagle, tuż obok rodziny, zaczęły spadać bomby. - Na szczęście nikomu nic się nie stało, choć myśleliśmy, że to już koniec – słyszymy od Ukrainki. W końcu udało się dotrzeć do Tarnopola. Ale tam rodzina uznała, że trzeba jechać dalej – do Polski.
- Obawialiśmy się, że Rosjanie dotrą do Tarnopola. W Polsce zaś na pewno byłoby bezpiecznie – opowiada zrozpaczona kobieta. Po wielu dniach tułaczki udało im się przekroczyć granicę i dotrzeć do Wrocławia. - Tu mieszka moja siostra i najpierw zamieszkaliśmy u niej. Ale zaraz też okazało się, że zewsząd od Polaków napływają propozycje pomocy. To było coś niesamowitego. Bardzo dziękuję Polsce, wrocławianom za okazaną wielką pomoc! – kwituje Krystyna Kosheleva.