- Wydarzenia w Afryce Północnej to nie tylko upadki reżimów, ale poluzowanie sytuacji na granicach. Upadek reżimu w Tunezji przełożył się na tysiąc nielegalnych imigrantów lądujących na włoskiej wyspie Lampedusa w ciągu jednej doby. Czy "demokratyzacja" kolejnych krajów arabskich spotęguje ten problem?
Jean-Baptiste Buffet: - Imigracja z tego kierunku nie jest dla Europy czymś niespodziewanym, ale rzeczywiście w ostatnich latach problem wzrósł. Francja, Hiszpania, Włochy czy Malta po ostatnich wydarzeniach będą go zapewne doświadczały podwójnie. Głównymi krajami, z których przybijali do brzegów Europy nielegalni imigranci, były do tej pory Algieria, Maroko, Tunezja i Libia. Problem jest jednak głębszy niż tylko imigracja z państw arabskich. To w znacznej mierze kraje tranzytowe. Znacznie większym problemem są kraje takie, jak Mauretania, Mali czy Nigeria. Do tego dochodzi problem granic w Grecji i na Cyprze.
- Wśród tych państw wymienił pan Algierię i Libię, które wskazywane są jako ewentualne miejsca kolejnych rewolucji. Nowym problemem może być 80-milionowy Egipt. Mubarak zapewniał "szczelność" granic. Dyktator Libii Kaddafi lubił grozić Brukseli, że jeżeli będzie się wtrącała do jego rządów, to przestanie patrolować granice i puści wszystkich chętnych do Europy...
- Na pewno jest to kwestia będąca elementem przetargowym w rozmowach z Brukselą. I pojawiają się takie obawy, że pierwszym skutkiem przemian demokratycznych w krajach arabskich będzie powódź imigrantów na południu Europy. Nie można tego wykluczyć, ale z drugiej strony każdy polityk, a tym bardziej dyktatorzy, grają pewną grę. Powiedzmy, że libijski bądź egipski rząd przestanie pilnować granicy. Działa to oczywiście na szkodę interesów Brukseli, ale z drugiej strony wyrządza też szkody im samym. Kto wie, czy nie większe. Taki kraj daje sygnał wszystkim chętnym z głębi Afryki, że tędy będzie teraz znacznie łatwiej dotrzeć do Europy. Pojawią się tam tłumy chętnych, ale także świat zorganizowanej przestępczości zarabiający na przemycie ludzi. Nie spodziewam się zatem "powodzi". Nie zmienia to jednak faktu, że Bruksela powinna zareagować jak najszybciej.
- Wezwali do tego włoscy politycy. Podkreślają, że Unia powinna jak najszybciej uszczelnić granice...
- To będzie część reakcji. Zwiększy się liczba patroli, zagęszczą się. Ale to nie wystarczy. Nielegalni imigranci to ludzie zdeterminowani do tego, by ryzykować własne życie i płynąć przepełnioną łodzią po kilkaset kilometrów ku brzegom Europy. Same patrole nie rozwiązują problemu. Potrzebne będą działania na tamtym brzegu, w krajach afrykańskich. Unia powinna być aktywna już w Mauretanii, w Bamako, a nie na ostatnim etapie przy swoich granicach. Powinna współdziałać przy rozwiązywaniu problemów socjalnych, ekonomicznych w Afryce. Wspominaliśmy o dyktatorach, którzy pilnowali swoich granic. Co to rozwiązało? Bez systemowych działań Unii problem powróci ze zdwojoną siłą.
- Za kilka miesięcy Polska przejmie prezydencję w Unii Europejskiej. Nasz rząd miał nadzieję, że priorytetami będą sprawy budżetu UE bądź polityka wobec Wschodu. Czy kraje zachodnie nie wymuszą jednak zmiany priorytetów, wskazując na to, co dzieje się w krajach arabskich?
- Nie zdziwię się, jeżeli tak się stanie. Podczas francuskiej prezydencji w UE Nicolas Sarkozy zdecydowanie wskazał na imigrację jako najważniejszy problem stojący w najbliższych latach przed Unią. Powstał pakt dla europejskiej migracji. Może niezbyt dopracowany, ale wzbudzający zainteresowanie większości kluczowych krajów UE. Bez wątpienia większe niż polityka wschodnia.
- Z jednej strony politycy europejscy postrzegają imigrację jako zagrożenie. Z drugiej strony nieustannie podkreślają, że Europa nie ma wyjścia, społeczeństwo się starzeje i imigracja to jedyne wyjście.
- Krajom zachodnim zależy na młodych, wykształconych i w miarę zlaicyzowanych. Egipt to na przykład miliony wykształconych, ale bezrobotnych młodych ludzi. Z drugiej strony Europa boi się jednak wpuszczenia do swoich granic radykalnego islamu, który mógłby wraz z nimi przyjść. Potrzebując imigrantów Europa chciałaby ten proces w pełni kontrolować. Nie wpadła jednak jeszcze na to, jak to robić. Sposób, w jaki imigranci docierają dziś na plaże Hiszpanii czy Włoch, na żadną kontrolę nie pozwala. Wygląda na to, że poświęcono zbyt wiele sił i środków, by skupić się na łodziach z nielegalnymi imigrantami. Zapominano o dopracowaniu polityki imigracyjnej, systemowej.