- Dlatego zbliżyłam się z SLD, z tym SLD jeszcze "postjaruzelskiem". Ale to nie jest powód, żebym akceptowała wszystko, co dzisiaj on głosi, bo jak jesteś Jaruzelska to musisz być na lewicy, to musisz zachwycać się panem "Margot" i aborcją na życzenie. Nie - mówiła Jaruzelska, jasno definiując płeć "niebinarnego" aktywisty. Ogółem córka generała nie jest zanadto wielkim fanem jego osoby. - Miałam taki moment, kiedy jako gwiazda sezonu ogórkowego pojawił się "Margot". Starałam się to zrozumieć, bo nigdy wcześniej się z tą osobą nie zetknęłam, i byłam przekonana, że teraz to już doszliśmy do ściany, wszyscy muszą zobaczyć, że to jakiś żart, absurd po prostu, więc odbijemy się od tej ściany i zaczniemy normalnieć... A okazało się, że poważni profesorowie, księża, są gotowe w ciemno popierać, podpisywać się, bez żadnej próby weryfikacji, kto to właściwie jest i co naprawdę robi. Czyli ideologia, to, że się nienawidzi PiS - bo w sumie o to w tym wszystkim chodzi, a nie o jakieś konkretne poglądy - przeorała wszystko - mówiła Jaruzelska.
Przy okazji rozwinięcia tej myśli mocno oberwało się byłemu liderowi Komitetu Obrony Demokracji. Wyraźnie również i on nie należy do ulubieńców warszawskiej radnej. - I to pomimo doświadczenia z Mateuszem Kijowskim, którego przecież tak samo obdarzono w ciemno ogromnym zaufaniem. Też nie mogłam się temu nadziwić - mówiła. Po chwili dodała poruszające wspomnienie dotyczące osób, które go wspierały. - Mam znajomą, która tak bardzo ucierpiała z tego powodu, że ojciec jej dzieci nie płacił alimentów, choć ma pieniądze, tylko woli je przeznaczać na własne potrzeby. Gdy rozmawiałyśmy o Kijowskim i powiedziałam jej, że nie potrafię zaufać człowiekowi, który nie chce łożyć na własne dzieci, w jej oczach pojawiła się autentyczna wściekłość: "No, widocznie nie ma!" - zdradziła.