4 listopada 1939 r. Elżbieta Zahorska (†24 l.) została rozstrzelana za zerwanie niemieckiego plakatu. Przed egzekucją odmówiła zasłonięcia sobie oczu i krzyknęła w języku okupanta: Jeszcze Polska nie zginęła! 13 grudnia 2013 r., podczas legalnej demonstracji, Jarosław Kaczyński (64 l.) wykrzyczał, że dzisiejsza rzeczywistość przypomina najgorsze czasy w historii naszego narodu. Nie skomentuję tego, bo przy zestawieniu tych dwóch wymienionych przeze mnie wydarzeń wnioski narzucają się same.
„Atakowane są podstawy moralne naszej wspólnoty. Atakowane są w sposób niebywały, jakiego w Polsce dotąd nie było” – to inny cytat z mów, które tamtego wieczoru wygłosił prezes Prawa i Sprawiedliwości. Czy słyszał o zaistniałych w Polsce – pomiędzy śmiercią Elżbiety Zahorskiej a jego narodzinami – burzeniach świątyń, szyderstwach z osób duchownych i zabijaniu ich, świętokradztwach popełnianych wobec Eucharystii, profanacjach cmentarzy, pomników, barw narodowych? Podejrzewam, że słyszał. Ale czy w trakcie wygłaszania tych słów pamiętał o nich? Czy w ogóle przejmują go takie „szczegóły” jak skala?
Mam wrażenie, że gdyby Jarosław Kaczyński w trakcie powrotu do do willi, w której mieszka utknął w korku, to natchnęłoby go to do enuncjacji, że na drogach panuje podobna sytuacja do tej z września 1939 r., gdy były zapchane uciekającą ludnością cywilną ścinaną przez samoloty Luftwaffe... Jarosław „Przesadzacz” Kaczyński również ucieka – ucieka przed zdrowym rozsądkiem. Ma ten komfort, że ucieka w limuzynie.
Paweł Lickiewicz, dziennikarz działu Opinie „Super Expressu”