O ile w partii dają sobie radę, o tyle stęsknionym kotom prezesa PiS ciężko poradzić sobie z jego nieobecnością. Oto na przykład Czaruś, jeden z koczurów (jak je pieszczotliwie nazywa) prezesa tęsknym ostatnio wzrokiem patrzył przez okno żoliborskiego domu Kaczyńskiego, jakby chciał zapytać: panie mój, gdzie się podziewasz?
I żadne odwiedziny ochroniarzy prezesa, którzy dbają o pełne brzuszki czworonogów i dostarczanie owoców, którymi koty lubią się bawić, nie zmienią tego, że najważniejszej osoby w domu brak!