Jarosław Guzy: To zarzut wobec całej formacji

2013-12-10 3:00

Opinie ekspertów o polityce zagranicznej min. Radka Sikorskiego

"Super Express": - Krąży ostatnio kilka wypowiedzi ministra Sikorskiego dotyczących sytuacji na Ukrainie. Dwie z nich wywołały szczególne oburzenie - ta o miliardach, które trzeba wpompować w skorumpowaną Ukrainę, i ta, że mówienie o braku korupcji w tym kraju to jak mówienie, że Tymoszenko nie jest dziewicą. To stan ducha pana ministra czy stan polskiej polityki wschodniej?

Jarosław Guzy: - Ta pierwsza, z Twittera, powinna mieć status "zapomnij o mnie". Ta druga z kolei ma charakter nieformalny i traktowałbym ją jedynie jako plotkę. Nie włączałbym jej w związku z tym do oficjalnego obiegu.

- Jak ta nasza polityka wschodnia jednak wygląda? Wiele osób podkreśla, że Sikorski zupełnie zrezygnował z tradycji tzw. jagiellońskiej czy, bardziej precyzyjnie, doktryny Giedroycia i Mieroszewskiego, od której jego poprzednicy nie ważyli się odstąpić.

- Polityka wschodnia w czasie rządów obecnej koalicji jest niestabilna. Poziom aktywności na tym obszarze był różny w różnym czasie. Paradoksalnie mimo deklaracji o zwrocie w kierunku UE Wschód przypomina o sobie. Takie są bowiem realia geopolityczne Polski, że chcąc nie chcąc tą częścią Europy musimy się interesować. Sytuacja na Ukrainie dobitnie nam o tym przypomniała. Trzeba oddać ministrowi Sikorskiemu, że to dzięki niemu i szefowi szwedzkiego MSZ Carlowi Bildtowi udało się stworzyć projekt Partnerstwa Wschodniego. Takie instytucjonalne nadanie rangi polityce wschodniej UE było sukcesem.

Patrz: Tak Sikorski doi Polskę!

- Można odnieść wrażenie, że niewykorzystanym, bo najwyraźniej minister Sikorski stracił serce do tego projektu i nie zaangażował się w niego z taką mocą, jak tego wymagała sytuacja.

- Tyle że Partnerstwo Wschodnie wydawało się jeszcze do niedawna zwykłą wydmuszką i wypełnienie go treścią było znikome. Ponieważ jednak okazało się, że po drugiej stronie jest odbiór sygnałów z Brukseli i, jak pokazuje Ukraina, silny odzew na nie, pojawił się aktywny partner i to niekoniecznie taki, do którego UE jest przyzwyczajona, a więc nie elity polityczne, ale społeczeństwo.

- Po stronie Unii pojawiło się w związku z tym duże zakłopotanie, co z tym fantem zrobić. Czy Radosław Sikorski przypadkiem nie wpadł w ten sam tok myślenia, co jego zachodni koledzy, którzy najwyraźniej robią wiele, żeby jednak na głowę nie brać sobie ukraińskich aspiracji?

- Trudno powiedzieć, bo wchodzimy tu już trochę w psychologizowanie. Na pewno ma pewien problem ze Wschodem. Dyplomacja składająca się z pozorów, pełna hipokryzji, którą uprawia się na Zachodzie, być może jest mu mentalnie bliższa. Na pewno jest łatwiejsza, bo prościej jest prowadzić rozmowy gabinetowe i dopinać sprawy w ramach określonych procedur. Kiedy ma się jednak do czynienia z procesami społecznymi, emocjami tłumu i polityką, która zahacza o interesy Rosji, która sama w sobie jest problemem dla Zachodu, to ma się tendencję do ucieczki w regiony bezpieczniejsze. Sikorski musi jednak prowadzić politykę wschodnią i ją prowadzi. Zaangażował w nią wiele osób, które nie pełnią funkcji stricte rządowych, a jednak na tym polu działają. To trzeba zapisać mu na plus.

- Jeżeli polityka wschodnia jest tak trudna, to jest najlepszym probierzem, czy minister spraw zagranicznych nadaje się na swoją funkcję. Może Sikorskiego ona przerosła i musi odejść?

- Jeśli już, to pretensje mogę mieć do niego, że dokonał wolty i z polityki wschodniej przestawił się na politykę europejską. Nie zrobił tego pod wpływem rzeczywistości geopolitycznej, ale ze względu na sytuację wewnętrzną w kraju. Niestety, zadziałała tu zasada, że zawsze ma się inny pogląd niż opozycja. To jednak nie wina samego Sikorskiego, ale liderów partii, do której należy. Zerwano z zasadą konsensusu w tak strategicznym obszarze jak polityka zagraniczna. To zarzut wobec całej formacji, a nie jednego tylko ministra.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Nasi Partnerzy polecają