"Super Express": - O czym świadczą trwające przetasowania na listach wyborczych partii?
Jarosław Gugała: - Na pewno mają zachęcić wyborców do głosowania. Jednak manewry stosowane przez partie są bardzo niejasne dla obywateli. Wygląda to wszystko jak walka buldogów pod dywanem - i co jakiś czas wypada spod niego jakieś zakrwawione ciało. Jednak ugrupowania jedynie na tym tracą i wydaje mi się, że zostaje przy nich tylko żelazny elektorat.
- Panu brakuje przejrzystości w tym wszystkim?
- Zdecydowanie. A im bardziej wodzowski charakter partii, tym mniej uzasadnień remanentów na listach. Nie chcę oceniać, które z tych decyzji takie są i które partie to robią, ale jest to złe dla polskiej polityki. W niej niezwykle istotna jest wiarygodność. Nie sposób ocenić polityka w inny sposób niż przez jego wieloletnią działalność. Nie da się go stworzyć w ciągu tygodnia.
- Polskie partie próbują podejmować takie próby stworzenia nowych osobowości politycznych?
- Bez wątpienia. Nagle przy okazji kampanii wyborczej pojawiają się osoby, które nic z polityką nie miały do czynienia, a są jedynie znane medialnie. Źle świadczy to o polityce, bo oznacza, że de facto można namaścić na polityka kogo tylko się chce, wsadzić na listę, a partyjna machina go wchłonie. Ma to wpływ na obniżenie zainteresowania wyborców polityką i źle wpływa na jakość naszej demokracji.
- Po co władze partii tak tasują nazwiskami na listach?
- Dzieje się to z bardzo różnych powodów. Jest to albo pójście w stronę wzmocnienia jakiegoś środowiska wewnątrz partii lub nierzadko, w związku z niejasnością kryteriów przyjmowania na listy lub usuwania z nich, także wciągnięcie do polityki znajomego, który akurat jest blisko ucha szefostwa partii. Często wystarczy sama rozpoznawalność medialna.
- Ma pan kogoś konkretnego na myśli?
- Z całym szacunkiem dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, ale bycie dzieckiem lub współmałżonkiem osoby, która zginęła w tragicznych okolicznościach, nie może być jedynym powodem, że chce się kogoś wprowadzić do polityki. To wykorzystywanie do kampanii wizerunkowej jakiejś partii pamięci zmarłych.
- A podkradanie przez PO partiom lewicowym działaczy i umieszczanie ich na wyższych miejscach niż starzy działacze formacji Tuska?
- To próba przechwycenia elektoratu lewicowego i zmarginalizowanie SLD. Platforma bardzo boi się, że zostanie zepchnięta na pozycje centrowe. Stoi więc obecnie przed pytaniem, którą drogą pójść. Albo stanie się małą partią kadrową, która zawsze będzie języczkiem u wagi między innymi partiami, albo stanie się liberalną socjaldemokracją. Wygląda na to, że wybiera tę drugą opcję.
Jarosław gugała
Szef "Wydarzeń" Polsatu