"Super Express": - Kto by pomyślał! Grzegorz Schetyna wyjeżdża na urlop, zamiast walczyć o fotel marszałka. Czyżby się poddał?
Jarosław Gowin: - Nie prowadził żadnej wojny, więc nie musiał się teraz poddawać. Po prostu uszanował wolę premiera. Od dawna wiedział, że jest dwóch kandydatów na marszałka Sejmu - on i Ewa Kopacz - i że wybór może paść na popularną minister zdrowia.
- Jakim był marszałkiem?
- Byłem zaskoczony, gdy obejmował tę funkcję. Powiedziałem nawet, że to jak gepard ubrany we frak. Ale okazał się bardzo dobrym marszałkiem. Sprawnie prowadził obrady, panował nad salą sejmową i umiejętnie kontrolował emocje posłów. Nie narzucał ani nie forsował punktu widzenia partii, która go na marszałka desygnowała, lecz szukał kompromisów. To bardzo ważne na tym stanowisku.
- Jak wypadł na tle innych marszałków Sejmu III RP?
- Nie wiem, bo jestem posłem pierwszą kadencję. Mogę go porównać jedynie z Bronisławem Komorowskim. On na pewno nadał temu urzędowi większy majestat, natomiast Schetyna był bardziej bezpośredni i otwarty na posłów.
- A Niesiołowski?
- On i Schetyna to dwa zupełnie odmienne typy ludzi. Niesiołowski też prowadził obrady sprawnie, ale był marszałkiem bardzo zdecydowanym i nie unikał wdawania się w polemiki, zwłaszcza z posłami PiS. Są różne modele sprawowania tej funkcji. Nie ukrywam jednak, że bardziej odpowiadał mi styl Schetyny.
- Skoro tak dobrze się sprawdził, to nie powinien pozostać marszałkiem?
- Inicjatywa wskazania kandydata na marszałka należy do lidera zwycięskiej partii, czyli do Donalda Tuska. A on w tej roli widzi Ewę Kopacz.
- Nawet opozycja wyrażała się o Schetynie dość przychylnie, o Kopacz zaś mówi, że jest gwałtowna i emocjonalna.
- Przede wszystkim to pierwsza kobieta w roli drugiej osoby w państwie. Jest doświadczoną parlamentarzystką i będzie zdecydowanym marszałkiem. Z pewnością bardzo dobrze wywiąże się ze swych obowiązków.
- Choć panu dużo bliżej do Schetyny niż do Kopacz...
- Jeśli chodzi o ocenę wyzwań, przed jakimi stoją nasz kraj i rząd, to tak. Nasza współpraca z marszałkiem wzięła się z przekonania, że Polska potrzebuje głębokich reform.
- Nie żałuje pan, że marszałka spotkał taki los?
- Jeżeli obejmie ważne stanowisko rządowe, to na pewno będzie to z dużą korzyścią i dla rządu, i dla Polski.
- Ale nie dla niego. Jako marszałek mógł kontrolować swoje wpływy w partii, w rządzie to on będzie kontrolowany.
- Pozycja marszałka jest na pewno bardzo prestiżowa. Ale Grzegorz Schetyna jest człowiekiem czynu i we władzy wykonawczej też się świetnie odnajdzie. Nie wiemy, jaką decyzję podejmie Donald Tusk. Ich rozmowa jeszcze przed nami, więc nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Zresztą Schetyna nie jest typem polityka przeczulonego na swoim punkcie. Dobrze wie, że chłopaki nie płaczą.
- Dlaczego Tusk zrzucił go z fotela marszałka?
- Jak sam przyznał, ich poglądy w wielu sprawach różnią się do tego stopnia, że Schetyna stał się liderem wewnątrzpartyjnej opozycji. Premier przyznał mu do tego prawo, ale zaraz dodał, że nie może być konfliktu między najważniejszymi instytucjami w państwie.
- Pana to tłumaczenie przekonuje?
- Tak, choć zaskoczyło mnie, że premier traktuje go jako swego oponenta. Rozmawiałem ze Schetyną setki razy i wiem, że jest on człowiekiem bardzo lojalnym wobec Tuska.
- Już kilku takich liderów Tusk się pozbył - Gilowskiej, Rokity, Płażyńskiego. Jak będzie teraz?
- Wielu w tej wypowiedzi Tuska widzi dowód na wodzowski charakter Platformy. Ja wręcz przeciwnie. Premier podkreślił jej demokratyczny charakter. Jako pierwszy lider po 1989 roku uznał prawo do istnienia opozycji we własnej partii.
- Powiedział też wtedy, że Schetyna to jego bardzo bliski przyjaciel. Bardzo wzruszające...
- Pamiętam dobrze, jak mówił kiedyś, że w polityce nie ma przyjaciół i że trzeba oddzielić poziom relacji osobistych od zawodowych.
- Czyli Tusk nie chce się pozbyć Schetyny, tylko pokazał mu, gdzie jego miejsce?
- No cóż, gdyby ktoś doradzał premierowi dalszą walkę z Grzegorzem Schetyną, to byłby bardzo złym doradcą.
Jarosław Gowin
Poseł Platformy Obywatelskiej