"Super Express": - Skąd ten pośpiech rządu w forsowaniu nowelizacji ustawy medialnej narzucającej drastyczną cenzurę w Internecie?
Jarosław Sobolewski: - Cieszę się, że tak jak wcześniej projektodawca pośpiesznie próbował przeforsować te poprawki, tak teraz równie szybko się z tego wycofał. Podczas wczorajszej konferencji, zaraz po wystąpieniu ministra spraw zagranicznych, premier powiedział, że rząd zamierza wycofać z projektu ustawy wszystkie zapisy dotyczące Internetu oraz zorganizować spotkanie ze środowiskami internetowymi. To bardzo pozytywny sygnał.
- Na ile deklaracja premiera to jedynie gra na czas, a na ile szczera chęć współpracy?
- Ponad rok temu mieliśmy podobny problem z cenzurą w Internecie przy okazji wprowadzania ustawy hazardowej. Wtedy bunt internautów zakończył się spotkaniem z premierem, na którym środowiska internetowe przedstawiły swoje postulaty odnośnie regulacji w Internecie i premier wziął je pod uwagę. Dziś znów wokół Internetu ma miejsce negatywna legislacja. Wierzymy, że premier ma dobrą wolę i chce poważnie rozmawiać.
- Zdecydował się na taki krok pod wpływem krytyki ze strony ekspertów, w tym pańskiej?
- Chciałbym, żeby tak było. Nasza krytyka była zasadna. Ale dotychczasowy pośpieszny sposób procedowania nie uwzględniał głosu żadnych środowisk przedsiębiorców działających w przestrzeni audiowizualnej, a one także wystąpiły z bardzo trafnymi uwagami pod adresem rządu.
- Jakie zagrożenia niosłaby ze sobą ustawa w wersji proponowanej przez rząd?
- Zgodnie z nią przedsiębiorcy internetowi zamieszczający materiały audiowizualne mieliby podlegać obowiązkowi rejestracji w specjalnym wykazie prowadzonym przez KRRiT. Kto się nie zgłosi, musi się liczyć z karą finansową w wysokości do 10 proc. zeszłorocznych przychodów. Taka sytuacja byłaby bardzo niekorzystna dla przedsiębiorców, konsumentów oraz administracji publicznej. Mamy przecież - przynajmniej w deklaracjach - przyjazne państwo, walczymy z rozrostem administracji publicznej i długiem publicznym, a realizacja rządowego pomysłu wymagałaby zatrudnienia tabunów urzędników. Co więcej, młodzi zamierzający zakładać serwisy wideo przestraszeni obciążeniami nałożonymi przez nową ustawę odstąpiliby od realizacji swych projektów internetowych.
- A to - jak pan stwierdził na specjalnie zwołanej konferencji - grozi cofnięciem się do ery prehistorycznej Internetu.
- To oczywiście skrajny obraz tego, co mogłoby się stać. Ale jeśli wystraszymy ludzi przed umieszczaniem w sieci materiałów audiowideo, to sprawimy, że będzie ona tak uboga, jak 10 lat temu, gdy łącza nie pozwalały na umieszczanie tych materiałów i w Internecie był głównie sam tekst.
- Trudno też sobie wyobrazić, żeby rodzimy biznes internetowy mógł w takich warunkach swobodnie konkurować na rynku globalnym.
- To prawda. Musimy dbać o swój rynek i przedsiębiorców, żeby byli przynajmniej w takiej samej sytuacji, jak wielcy, globalni gracze. Tym bardziej że należymy do najbardziej konkurencyjnych branż internetowych na świecie. Powinniśmy chronić tę jedną z niewielu gałęzi gospodarki, która tak dobrze radzi sobie w naszym kraju.
Jarosław Sobolewski
Dyr. generalny Związku Pracodawców Branży Internetowej