Jarosław Gowin: Ulżyło mi po odejściu Palikota

2010-10-15 12:45

- Niekwestionowanym liderem w Platformie jest Donald Tusk, a niekwestionowanym numerem drugim Grzegorz Schetyna - mówi Jarosław Gowin, lider frakcji konserwatywnej w PO

"Super Express": - Premier Tusk mianował swoich zastępców. Są nimi Grzegorz Schetyna, Ewa Kopacz, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Radosław Sikorski. O czym świadczy ten wybór?

Jarosław Gowin: - O dwóch rzeczach: o tym, że na szczytach partii nie ma już nieporozumień i o jej wewnętrznym pluralizmie. Skład zarządu jest też reprezentatywny dla struktury Platformy: poszczególnych środowisk i ich najwybitniejszych postaci.

Przeczytaj koniecznie: Palikot odszedł z PO: Premier nie namawiał, Schetyna nie straszył

- O jakich nieporozumieniach pan mówi?

- W ostatnich miesiącach dziennikarze spekulowali na temat kiepskich relacji między premierem a marszałkiem Sejmu. Na posiedzeniu Rady Krajowej premier w sposób ostateczny uciął te spekulacje, mówiąc, że wraz z marszałkiem są teraz jak "jedna pięść".

- Tusk niewątpliwie ma powody do zadowolenia. Już wcześniej ułożył się ze Schetyną, że żaden z nich nie będzie miał przewagi w zarządzie. Znaleźli się w nim jednak ludzie premiera - minister zdrowia, szef MSZ i prezydent Warszawy, a także Paweł Graś i Danuta Pietraszewska. To daje wynik 6:2 dla Tuska. Wykiwał marszałka?

- W większości wymienione osoby współpracują zarówno z premierem Tuskiem, jak i marszałkiem Schetyną. Ale jasne jest dla nas wszystkich, że niekwestionowanym liderem w PO jest ten pierwszy. Tak jak niekwestionowanym numerem 2 jest Grzegorz Schetyna. Nic nie wiem o wspomnianym kompromisie. Gdyby premier miał się z kimś układać w Platformie, wtedy nie miałby pozycji lidera.

- A może te wybory to sukces Schetyny? Po kłopotach z aferą hazardową został marszałkiem, ma poparcie w regionach?

- Na pewno na skutek afery hazardowej jego współpraca z premierem została poddana próbie. Jednak to nie premier chciał podkopać pozycję Schetyny, lecz niektórzy pretendenci do bycia tym numerem 2.

Patrz też: Tusk przenosi się do Sejmu pilnować Schetyny

- Podobno jedno miejsce w zarządzie było zarezerwowane dla pana, ale zamienił je pan na stanowisko szefa komisji konstytucyjnej, która ma niedługo powstać.

- To prawda. Ponieważ jestem już wiceszefem klubu, wiceszefem regionu małopolskiego i otrzymałem propozycję objęcia stanowiska przewodniczącego tej komisji, uzgodniliśmy z panem premierem Tuskiem, że nie będę kumulował nadmiaru zadań w swoim ręku.

- A nie jest przypadkiem tak, że ta propozycja to nagroda pocieszenia w zamian za odsunięcie pana od ustawy o in vitro - jakby nie patrzeć projektu pana życia?

- Nie. Mój projekt będzie procedowany na równych prawach z pozostałymi. Równie dobrze można było mnie odsunąć od wpływu na kształt ustawy bioetycznej bez powierzania mi stanowiska przewodniczącego komisji.

Nagroda pocieszenia? Nie sądzę, kształt ustawy bioetycznej będzie wynikiem długich i żmudnych prac wewnątrz Platformy i całego parlamentu. Zdobycie większości dla któregokolwiek projektu będzie niesłychanie trudne.

- Na początku roku premier podjął temat zmiany konstytucji i więcej do niego nie wrócił. Dlaczego teraz mówi o zmianach?

- W międzyczasie miało miejsce wiele bardzo ważnych wydarzeń: katastrofa smoleńska i wstrząs nią spowodowany, przedterminowe wybory prezydenckie i zaostrzenie się konfliktu politycznego. To wszystko nie sprzyjało powołaniu komisji konstytucyjnej. Tym bardziej że musi ona działać ponad podziałami partyjnymi, żeby cokolwiek osiągnąć.

- No właśnie. To już nie konflikt PO z PiS, ale prawdziwa polityczna wojna. Jak pan chce osiągnąć porozumienie z opozycją?

- To będzie najtrudniejsze zadanie. W obecnej sytuacji wydaje się wręcz niemożliwe. Są jednak obszary ponadpartyjnego porozumienia. Np. uregulowanie stosunków Polski z Unią Europejską, ograniczenie liczby posłów i senatorów, doprecyzowanie relacji między prezydentem a rządem, w tym zmiana charakteru weta prezydenckiego.

Zobacz: Tusk: Dałbym radę rzucić się Kaczyńskiemu na szyję. Premier też nie poda ręki prezesowi PiS

- A pan, ciesząc się względną sympatią wśród polityków PiS, wydaje się tu być idealnym mediatorem.

- Rzeczywiście, mnie chyba najłatwiej w Platformie znaleźć kontakt z kolegami z PiS. Nie chcę jednak "grać" na pojedyncze głosy w PiS. Chodzi o wypracowanie takich rozwiązań, które poprze cały klub.

- Czy Platforma zrobi się bardziej konserwatywna po odejściu Janusza Palikota?

- Nie. Platforma była zawsze szeroką partią centrową z silnymi skrzydłami lewicowo-liberalnym i konserwatywno-liberalnym. I taką powinna pozostać. Dzisiejsze postulaty Palikota nie mają nic wspólnego z programem Platformy.

- Tę centrowość nazywa się czasem bezideowością, bo Platforma miała miejsce zarówno dla skrajnie lewicowego Palikota, jak i największego w partii konserwatystę Gowina. Teraz, gdy Palikota zabrakło, partia podryfuje przynajmniej ku centrum.

- To błędna analiza. A ja wcale nie jestem najbardziej konserwatywnym politykiem Platformy. W sprawach bioetycznych dużo bardziej radykalne poglądy ma minister Rostowski.

Przeczytaj: Janusz Palikot pokazał nową fryzurę, różowy zegarek i nienawiść do kościoła

- Czy ulżyło panu, gdy Palikot odszedł?

- Zdecydowanie tak. Słuchając przez wiele lat jego wypowiedzi i obserwując jego zachowania, miałem już go naprawdę dość.

Jarosław Gowin

Poseł Platformy Obywatelskiej