"Super Express": - Wysłuchał pan rozmowy prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego z dziennikarzem podszywającym się pod asystenta ministra z Kancelarii Premiera. Zaskoczyła pana jej treść?
Jarosław Gowin: - Zaskoczyła to mało powiedziane. Byłem poruszony, a nawet wstrząśnięty.
- Co panem tak wstrząsnęło?
- Bulwersujący jest już sam fakt, że sędzia, a tym bardziej prezes sądu, wdaje się w takie rozmowy! Powinien przeciąć tę rozmowę już po kilku zdaniach. Nie przesądzam, czy treść nagrania w pełni wiernie odzwierciedla jej przebieg. To wyjaśni prokuratura. Muszę jednak przyznać, że na podstawie nawet części wypowiedzi prezesa Milewskiego miałem poczucie jakiejś politycznej dyspozycyjności. To było zachowanie ewidentnie sprzeczne z zasadą niezawisłości sędziowskiej.
- Pańska opinia na temat sędziów w sprawie Amber Gold jest zmienna. Na początku był pan dość krytyczny, oceniając wszystkie te wyroki w zawieszeniu w sprawie Marcina P. Później, po wizycie w Gdańsku, bronił pan ich pracy, bardzo źle oceniając prokuraturę. Niedawno w rozmowie z Moniką Olejnik znów był pan bardziej krytyczny...
- Pracę prokuratury w tej sprawie od początku oceniam niezmiennie negatywnie. Jeśli chodzi o sędziów, sprawa jest bardziej złożona. Doszło tam do licznych, choć na ogół drobnych uchybień. Nie byłem jednak zadowolony ani z tempa wyjaśniania tej sprawy przez prezesa Milewskiego, ani z informacji, które do mnie w tej sprawie docierały. Dlatego 20 sierpnia poleciałem do Gdańska i spotkałem się z grupą prezesów i sędziów wizytatorów.
- I co pan od nich usłyszał?
- Zapewniono mnie, że nie ma powodów do wszczynania postępowania dyscyplinarnego wobec któregokolwiek z sędziów. Ponieważ nie przekonało mnie to wyjaśnienie, po powrocie do Warszawy skierowałem pismo z żądaniem przekazania akt sprawy. Chciałem, żeby wyjaśnili to eksperci w moim resorcie. Natychmiast po wysłaniu mojego faksu pojawiła się informacja, że prezes wszczyna postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie! Co więcej, na podstawie opinii sędziego wizytatora, którą znał przed spotkaniem ze mną.
- Czyli oszukał pana?
- To wydarzenie spowodowało, że utraciłem zaufanie do prezesa Milewskiego i podjąłem bezprecedensową decyzję o przeprowadzenie lustracji prac prezesa sądu. Prowadzą ją sędziowie spoza Gdańska. Po wydarzeniach wczorajszego dnia moja decyzja jest tym bardziej uzasadniona.
- Jak pan odebrał to, że sędzia chciał się spotkać bezpośrednio z premierem i coś mu przekazać? Chciał pana pominąć?
- Nie oceniam tego, ani mnie to grzeje, ani ziębi. Jestem jednak głęboko poruszony, że jakikolwiek sędzia mógł tak się zachować wobec jakiegokolwiek przedstawiciela władzy.
- Tym bardziej że z jednej strony jest prezes sądu okręgowego, a z drugiej asystent jednego z ministrów. Wyobraźmy sobie, jak mogłaby wyglądać taka rozmowa bezpośrednio z premierem...
- To nawet nie ma znaczenia. Nawet gdyby prezes Milewski uważał, że rozmawia z samym premierem, to nie powinien tak się zachowywać.
- Prezes sądu to ma być ktoś, kto jest emanacją czegoś najlepszego w środowisku. Pańskim zdaniem to zachowanie to jakaś norma w naszym wymiarze sprawiedliwości?
- Jestem przekonany, że przytłaczająca większość sędziów dotrzymuje wierności zasadzie niezawisłości. Nie ukrywam jednak, i mówiłem to na spotkaniu z Krajową Radą Sądownictwa, że tu i ówdzie, zwłaszcza w odniesieniu do mniejszych miejscowości, natrafiam na sytuacje niezdrowe. Chodzi mi o zbyt ścisłe moim zdaniem powiązania sędziów z lokalnym establishmentem: biznesmenami, politykami, adwokatami, prokuratorami.
- Środowisko sędziowskie jest tym, które niespecjalnie pana kocha. Myśli pan, że ta rozmowa to szansa na to, że weźmie się pan do zmian w tej grupie?
- Przeciwnie, mam poczucie, że znaczna część środowiska sędziowskiego wiąże nadzieje z tym, że na czele resortu stoi ktoś spoza środowiska prawniczego. Ta sytuacja z prezesem Milewskim powinna być bodźcem dla sędziów do samooczyszczenia. Mam duże zaufanie do sędziów, że będą potrafili wyciągnąć wnioski z tej sytuacji.
- Pamiętam, że prof. Adam Strzembosz, wielka postać wymiaru sprawiedliwości, kiedy został pierwszym prezesem Sądu Najwyższego też wyrażał taką nadzieję. Liczył na samooczyszczenie się środowiska sędziowskiego. I po latach przyznał, że bardzo się zawiódł.
- Prof. Adam Strzembosz był jednym z pierwszych gości w moim gabinecie po mojej nominacji na ministra. I rzeczywiście z goryczą wspominał tamte czasy, przyznając, że się pomylił. Od tamtej pory minęło jednak dwadzieścia lat. To już nowe pokolenie. Uważam, że ogromna większość sędziów to ludzie o najwyższych standardach etycznych i zawodowych.
Jarosław Gowin
Minister sprawiedliwości, polityk PO