Jarosław Flis: PO obiecała cud, a więcej obiecać się już nie da

2011-09-13 22:10

Socjologowie i politologowie sympatyzujący z różnymi partiami oceniają, jak spełniały swoje obietnice wyborcze: SLD w 2001, PiS w 2005 i PO w 2007

"Super Express": - W sobotę Platforma przedstawiła swój program wyborczy i chcąc nie chcąc złożyła kolejne obietnice. Miarą tego, czy będzie je spełniać, jest to, jak do tej pory realizowała swoje zobowiązania, które zaciągnęła w kampanii z 2007 roku.

Dr Jarosław Flis: - Mamy tu dwie sprawy. Pierwsza to taka, że po to są wybory, żeby to obywatele ocenili, co się udało, a co nie, i eksperci nie mają tu wiele do powiedzenia. Druga to taka, że sytuacja w Polsce trochę zmieniła się po 2007 roku. Było nie było, mieliśmy do czynienia ze światowym kryzysem, który na pewno nie sprzyjał realizacji założonych planów i kazał je zweryfikować. Pytanie tylko, na ile jest to alibi, a na ile realna przeszkoda dla rządzących, która powinna zmienić perspektywę oceny.

- Dla pana to alibi czy obiektywne trudności?

- To już jest pytanie, na które każdy z wyborców powinien sobie odpowiedzieć.

- Przejdźmy do konkretów. Jednym z flagowych założeń PO była budowa 1500 km autostrad. Odkąd premierem został Donald Tusk, a ministrem infrastruktury Cezary Grabarczyk, powstało nieco ponad 200 km. Platforma może sobie pogratulować czy zapisać to na konto niespełnionych obietnic?

- Z autostradami jest trochę jak z przysłowiową szklanką - dla jednych jest do połowy pełna, dla innych do połowy pusta. Pytanie, których wyborców jest więcej - optymistów czy pesymistów. Nie można tego, jak i innych obszarów działalności rządu, traktować jak księgowy, który odfajkowuje kolejne punkty założonych planów.

- Platforma stara się z braku obiecywanych postępów tłumaczyć, prowadząc kampanię "Polska w budowie". 1500 km autostrad nie powstało, ale się budują. To skuteczne mydlenie oczu wyborców?

- To jest typowe pytanie polityczne, na które w okresie wyborczym odpowiadają obywatele, a nie eksperci. Jeśli na takie odpowiedzi się zdobywają, to wychodzą ze swojej roli. Eksperci wyjaśniają to, czego nie widać gołym okiem, a ile się zbudowało kilometrów autostrad widać, jak na dłoni i każdy oceni to wedle swojego uznania.

- Platforma nie poszła za daleko w swoich obietnicach w 2007 roku?

- Cóż, PO obiecywała cud, a więcej obiecać już się nie da (śmiech). Mamy tu natomiast problem "wyścigu po pawi ogon" - każdy chce bardziej pokazać i wyróżnić, a na końcu to, co miało być tylko ozdobą, utrudnia życie wszystkim. Oczywiście można pójść śladem Winstona Churchilla i powiedzieć, że obiecuje się tylko "pot, krew i łzy". Na Łotwie był premier, który mówił, że jeśli obywatelom aż tak spieszy się do Unii Europejskiej, powinni prostować płoty, leczyć zęby, a po nocach uczyć się angielskiego. Szybko jednak przestał być premierem. Jest to cały paradoks współczesnej władzy. W pewnym momencie zaczęto obiecywać za dużo i w końcu nastąpiła inflacja obietnic wyborczych, lecz żadna partia nie może z nich zrezygnować.

- W tych wyborach Platforma obiecuje mniej niż cztery lata temu?

- Bez wątpienia są to obietnice bliższe realistycznym możliwościom rządzących. Zresztą każdy, kto obejmuje władzę, zaczyna patrzeć na kwestię zobowiązań z innej perspektywy. Podobnie było z PiS w 2007, które nie mówiło: "OK, najpierw obiecaliśmy 3 mln mieszkań, to teraz zbudujemy ich 6 mln". Warto zresztą zwrócić uwagę, że w ogóle w tych wyborach nikt już nie obiecuje milionów mieszkań, cudów czy innych gruszek na wierzbie, ale partie starają się trzymać w granicach prawdopodobieństwa. Gdy zaś je przekoroczą, są przez dziennikarzy punktowane.

- Platforma obiecywała i obiecuje coś wyjątkowego na tle innych partii?

- Tak jak inne partie stara się mieścić między dwoma rodzajami obietnic - tymi konkretnymi w stylu "100 mln złotych dla każdego" oraz tymi bardziej abstrakcyjnymi typu "Zmienimy Polskę na lepsze". Te pierwsze bardzo łatwo rozliczyć, drugie są już mniej sprawdzalne.

- Do którego z nich bliżej Platformie?

- W tych, jak i poprzednich wyborach PO poruszała się raczej w sferze abstrakcji. Wiadomo, że partii z takimi obietnicami łatwiej wyjść obronną ręką z prób rozliczenia jej przez politycznych adwersarzy czy wyborców. Jednak konkretne obietnice bardziej przemawiają do wyobraźni - nawet jeśli na krótko.

Dr Jarosław Flis

Socjolog, wykładowca UJ

Nasi Partnerzy polecają