"Super Express": - Pojawiają się głosy, że Rosja chce torpedować wydobycie gazu łupkowego w Polsce. To realne zagrożenie?
Janusz Steinhoff: - Zdecydowanie. Rewolucja, związana z wydobyciem gazu łupkowego, może poważnie zachwiać pozycją takich potentatów europejskich jak Gazprom. W związku z pojawieniem się większej ilości gazu ceny na ten surowiec znacznie spadną, podczas gdy złoża rosyjskie wymagają ogromnych nakładów finansowych, aby móc je eksploatować. W związku z tym widać, że już się pojawia lobby, które chce blokować wykorzystanie naszych źródeł.
- Na przykład we Francji? Tamtejszy parlament zabronił eksploatowania złóż gazu łupkowego. Decyzja ta na pewno ucieszyła Rosję...
- To dla mnie zupełnie niezrozumiała decyzja. Zabronił on wydobycia tamtejszego gazu łupkowego ze względów ekologicznych. Nie poparł tego jednak żadnymi wiarygodnymi badaniami.
- Podejrzewa pan, że wcale nie chodzi o ekologię?
- Tak, to decyzja o charakterze politycznym, nie oparta na merytorycznych przesłankach. Nie znam żadnych badań naukowych, które wskazywałyby na bezpośrednie zagrożenie eksploatacją gazu z łupków dla środowiska naturalnego. Oczywiście, wydobycie gazu ziemnego czy ropy naftowej też przekłada się na zmiany w środowisku, ale nikt tego nie demonizuje.
- Możemy wkrótce usłyszeć podobne argumenty - jak te francuskie - z ust niemieckich decydentów?
- Tego nie da się wykluczyć. Na pewno pojawią się tam głosy za i przeciw. Musimy jednak konsekwentnie realizować swoją politykę energetyczną jako państwo.
- Myśli pan, że Francja może dać przykład całej Unii, i Bruksela zdecyduje się zabronić wydobycia gazu łupkowego na swoim terytorium?
- Mam nadzieję, że Wspólnota nie pójdzie śladem Francuzów. Zresztą do tej pory każdy kraj członkowski miał swoje przepisy w tej materii i jestem przekonany, że tak pozostanie. Nie wydaje mi się, żeby gaz łupkowy był problemem globalnym. To kwestia czysto lokalna. W razie jakichkolwiek zakusów polityków europejskich, aby centralnie rozwiązać tę sprawę, rząd polski musi zdecydowanie im się sprzeciwiać.
- Pojawiły się informacje, że Polska już buduje koalicję państw UE, wpierających wydobycie gazu łupkowego. Zbudujemy odpowiednie lobby?
- W razie konieczności myślę, że tak. Jednak póki co Unia nie ingeruje w nasze prawo górnicze. Prace są prowadzone na podstawie polskiego prawa i tak powinno zostać.
- W razie jakichkolwiek problemów możemy chyba liczyć na wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych. W ich interesie jest eksploatacja polskich złóż gazu łupkowego.
- Absolutnie. Od dawna już trwa bliska współpraca między naszymi krajami w zakresie badań i wymiany informacji. Mają doświadczenie w wydobywaniu tego surowca. Są krajem, który jest niezwykle wyczulony na sprawy środowiskowe, więc nikt nie może im zarzucić, że nie biorą ich pod uwagę w Polsce. Jako sprawny gracz potrafią polemizować z nieracjonalnymi opiniami.
- W czasie wizyty w Polsce prezydent Obama będzie rozmawiał w sprawie gazu łupkowego? Zapadną konkretne decyzje?
- Bez wątpienia gaz łupkowy będzie przedmiotem rozmów władz Polski i USA. Na pewno rozszerzona zostanie współpraca w tej kwestii, ale rewolucji bym się nie spodziewał. Ważny będzie oczywiście klimat polityczny dla amerykańskich inwestycji w polski przemysł gazowy. Uważam jednak, że nie trzeba się o to martwić, gdyż amerykańskie firmy wchodzą na polski rynek na równych prawach z firmami polskimi.
- Nie ma pan wrażenia, że współpraca energetyczna jest w tym momencie jedynym, co bliżej łączy nasze kraje?
- Nie możemy zapominać o współpracy wojskowej, która, mam nadzieję, po zakupie samolotów F-16 w ramach offsetu będzie się rozwijać. Kwestie energetyczne rysują się oczywiście bardzo owocnie, gdyż Amerykanie już od dawna wspierają dywersyfikację surowców energetycznych w Europie. Nasze złoża gazu łupkowego doskonale wpisują się w tę strategię.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i okaże się, że polskie łupki nadają się do opłacalnej eksploatacji, staniemy się gazową potęgą?
- Mam taką nadzieję. Ale sądząc po intensywności w wydawaniu koncesji na badanie złóż, w perspektywie 10-12 lat Polska może zostać liczącym się producentem gazu w Europie i uzyska w tym czasie samowystarczalność w tej kwestii.
- Nie boi się pan, że Amerykanie zmonopolizują wydobycie gazu łupkowego w Polsce i nie zyskamy na tym finansowo?
- Na pewno nikt nie będzie gazu wywoził z Polski, skoro może go sprzedać na miejscu. Państwo ma w rękach regulacje dotyczące jego wydobycia i wykorzystania oraz partycypacji w zyskach. Musimy być jednak ostrożni - daniny na rzecz państwa nie mogą być tak duże, żeby zniechęcić inwestorów, ale jednocześnie nie tak małe, żebyśmy nie mieli z tego żadnych korzyści.
- Nie obawia się pan, że możemy skończyć jak Rosja, której gospodarka opiera się jedynie na wydobyciu gazu, z którego zyski są przejadane?
- Nie, nie obawiam tego. Mamy ogromne potrzeby budżetowe, przede wszystkim w kwestii inwestycji infrastrukturalnych. Myślę, że ewentualne zyski z gazu powinny być kierowane właśnie w tym kierunku. Pamiętajmy, że szybki rozwój gospodarczy zależy właśnie od dobrej infrastruktury.
Janusz Steinhoff
Minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka