"Super Express": - Stadion Narodowy, na którym nie można rozgrywać meczów - dobry żart?
Janusz Rewiński: - Jeden z najdroższych żartów naszej epoki. Żart gigant! W głowie by się to nie pomieściło nawet najbardziej cyrkowemu ustrojowi, jakim był PRL. Nawet wtedy nie było takiego numeru, żeby wszystko wokół się waliło, a pan i władca był z siebie zadowolony! Istny Grek Zorba - jaka piękna katastrofa!
- A wydawać by się mogło, że tak zapalony piłkarz jak premier, akurat na odcinku piłkarskim będzie odnosił same sukcesy.
- Udało mu się zagrać prawie z każdym. Grał ze Schetyną i z Lisem, nawet społeczeństwo okiwał! Piłki mu podawali, by bramki strzelał, a tu taka kompromitacja. I to na skalę światową.
- Przyzna pan, że zdanie "stadion zamknięty z powodu otwarcia" to dla kabareciarza humorystyczna brzytwa.
- Przede wszystkim nie mylmy porządków, bo to nie ma nic wspólnego z kabaretem. Sejm nie przypadkiem jest okrągły - bo czy ktoś widział kwadratowy cyrk? A to wydarzenie, to nic innego jak cyrk. Swoją drogą - czy murawa na stadionie już jest przysypana śniegiem?
- Z pewnością nie jest w dobrym stanie - eksperci mówią, że dobrze wyglądać to ona będzie najwcześniej w kwietniu.
- Dlaczego więc mówiliśmy, że stadion jest gotowy, gdy nie jest? I jak inaczej to nazwać, jak nie cyrkiem? A jeszcze za to nagrody poprzyznawali. Zdaniem jednym - szkoda gadać!
- A gadać trzeba, bo ta kadencja obfituje w tematy do rozmowy.
- Ma pan na myśli drugą dekadencję, jak rozumiem?
- Zachowajmy trochę politycznej poprawności.
- Jako zesłaniec polityczny oraz człowiek, który został przymuszony do wewnętrznej emigracji, nie muszę się już chyba ograniczać, prawda?
- W takim razie, co pana jeszcze ostatnio rozbawiło?
- Premier, który jako człowiek młody i obeznany w nowych technologiach, tłumaczył internautom, dlaczego ACTA jest dobra. Aż dziw bierze, że ich nie przekonał.
- Członków rządu raczej przekonał, a przecież niektórzy z nich również korzystają z Internetu.
- Ale ich ACTA przecież nie będzie dotyczyła. Dotknie chłopaków, którym będzie można wejść do domu, zakuć w kajdanki i wybebeszyć komputer. Tak jak Antykomora.
- Wpada pan w coraz bardziej poważny ton.
- Bo ja jestem bardzo poważnym człowiekiem, który się troszczy o dobro naszej biednej Ojczyzny. Tyle tylko, że od kiedy zakończono emisję programu "Siara w kuluarach", jestem wyrzucony poza nawias. Wcześniej mieliśmy jednak w Polsce programy satyryczne, które upuszczały trochę z tego syfonu i to kanalizowało niezadowolenie. A tak to wszystko zbiera się w wielki balon, aż w końcu wybuchnie.
- Z czego bierze się ta niechęć władzy do satyry?
- Strach. Ci ludzie doskonale wiedzą, że najskuteczniejszą bronią jest śmiech. Jak ktoś się staje śmieszny, staje się przegrany. Stąd strach przed obnażeniem tej śmieszności. I stąd wielu kabareciarzy poszło na "zsyłkę". Pod tym względem jest gorzej niż w PRL. Wtedy chociaż jakieś pozory przed Zachodem robiono, ten wentyl bezpieczeństwa istniał. Teraz już nikt się tym nie przejmuje. Zamknięto telewizję praktycznie dla wszystkich nieprawomyślnych.
- Czuje pan rozgoryczenie?
- Raczej zafrasowanie ogólną kondycją państwa.
- Widzi pan jakieś wyjście?
- Tylko czekam, jak przyjdzie wiosna i z zimowego snu obudzą się związkowcy i robotnicy. Nie wiem, jak to się skończy, ale Warszawa raczej spokoju w najbliższym czasie nie zazna.
- Czym pan się właściwie zajmuje?
- Jestem emerytem. Zamknięto wszystkie miejsca mojej pracy albo sam z niektórych stacji odchodziłem, gdy stawały się tubą propagandową jednej opcji politycznej. Teraz siedzę na roli i walczę z mrozem w okolicach Mińska Mazowieckiego. A żeby nie zwariować, hoduję konie i czytam.
- Rozumiem, że telefony raczej się nie urywają?
- A kto miałby dzwonić? Nikt teraz nie jest zainteresowany śmianiem się z władzy.
Janusz Rewiński
Satyryk i aktor