Janusz Rewiński: Do premiera na kolanach

2011-03-10 3:30

Dlaczego Krzysztof Globisz wysłał do premiera Donalda Tuska list z przeprosinami za swoje zachowanie podczas gali w Krakowie? Komentuje aktor i satyryk Janusz Rewiński.

"Super Express": - Krzysztof Globisz postanowił wysłać list do premiera Tuska, wyjaśniający mu swoje zachowanie na gali otwarcia Narodowego Centrum Nauki w Krakowie. Pana zdaniem takie listy są potrzebne?

Janusz Rewiński: - Moim zdaniem taka korespondencja jest bez sensu. Krzysztof Globisz najpierw powiedział coś spontanicznie, czyli prawdziwie, a potem zaczął się z tego wycofywać, prezentując jakieś dziwne wazeliniarstwo. Teraz mamy list, w którym tłumaczy się premierowi. Zaraz może się okazać, że uda się na kolanach do Warszawy i pocałuje pana premiera w rękę.

- Skąd taka reakcja Krzysztofa Globisza?

- Nie wiem, z czego to wynika. Może Globisz się przestraszył? Widzi pewnie, co się dzieje z artystami i dziennikarzami, którzy nie są entuzjastami premiera Tuska i jego kamaryli. Ten list to może pochodna tego, jak rząd rozprawia się z artystami?

Patrz też: Globisz napisał list do Tuska. Tłumaczy się z powitania "Panie premierze, za idiotę robię tu ja"

- Chce pan powiedzieć, że na artystów padł blady strach przed karzącą ręką władzy?

- Możliwe. Dzieją się dziś różne dziwne rzeczy. Mnie z jednej strony minister Zdrojewski nagradza orderem Gloria Artis, a z drugiej strony stałem się persona non grata w telewizji publicznej, gdyż poważyłem się napisać niewinny wierszyk satyryczny na temat rządu. Przez niego w połowie kontraktu zakończono ze mną współpracę.

- Roztacza pan czarną wizję naszej rzeczywistości. Artyści zatracili zdrowy dystans do rządzących?

- Artyści wobec władzy zachowywali się różnie. Byli już tacy, którzy z entuzjazmem witali rewolucję październikową. Obecnie w kampaniach wyborczych jedni stają po jednej, drudzy po drugiej stronie sceny politycznej. Myślę, że odwagą jest występowanie w grupach, które rządzącym się nie kłaniają. Nie jest sztuką doklejanie się do władzy.

- Może ta długa tradycja kpienia z władzy, która sięga jeszcze głębokiego komunizmu, trochę już w Polsce umiera?

- Jest wiele osób, które nie pamiętają już realnego socjalizmu, a w zdrowym odruchu krytycyzmu wobec władzy kpią z niej na potęgę. Tacy artyści odwracają się od rządzącej kamaryli, bo czują się oszukani. Człowiek zrobiony w konia nie czuje się najlepiej.

- Jak pan widzi rolę artysty w życiu politycznym?

- Jeżeli ktoś robi za satyryka, to nie może pozostawać zdystansowany wobec rządzących. Cóż to za satyra, jeśli jest ona apologią władzy. Jak pisał Krasicki: "Satyra mówi prawdę, względów się wyrzeka, chwali urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka". Jeśli człowiek popełnia błędy, to artyści są od tego, żeby to wyśmiewać.

- W Stanach Zjednoczonych artyści często opowiadają się za konkretną opcją polityczną. Pamiętamy, jak wiele gwiazd Hollywood uczestniczyło w agitacji na rzecz Baracka Obamy. Pan by chciał coś takiego oglądać w Polsce?

- Artysta też człowiek i ma prawo mieć poglądy polityczne. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby je wyrażali, a jeśli się rozczarują, żeby o swoim rozczarowaniu mówili. Pod żadnym pozorem nie powinni być za to prześladowani. Co to jest za demokracja, kiedy artysta, który opowie się po którejś ze stron, jest kasowany przez drugą opcję, która akurat wygrała? W USA pewien człowiek nakręcił krytyczny film o Bushu i włos z głowy mu nie spadł, i to jest normalne. Niech tak normalnie będzie i u nas. Globisz nie musi pisać listów do premiera.

Janusz Rewiński

Aktor i satyryk