Janusz Piechociński: U Tomasza Lisa PSL bywa rzadko

2011-09-08 22:41

Tomasz Lis niespecjalnie ukrywa się ze swoimi sympatiami politycznymi. Może to "Super Expressowi" uda się zorganizować debatę liderów?

"Super Express": - Dlaczego zabrakło prezesa PSL w ostatnim programie Tomasza Lisa?

Janusz Piechociński: - Nie chcemy debaty nastawionej na konfrontację, ale takiej, w której wymienia się poglądy i można wskazać obszary wspólnego, zgodnego działania. Wszyscy muszą mieć równe szanse. Debatę powinny uzgadniać sztaby, żeby nie było żadnych złośliwości. Tak było podczas spotkania Tuska z Pawlakiem w Polsacie.

- Politycy PiS uważają, że red. Lis jest stronniczy. Wy nie?

- Polskie dziennikarstwo jest pełne sympatii politycznych. Idziemy w stronę modelu anglosaskiego, w którym dziennikarze nie ukrywają swych poglądów, tylko występują jako strona. Dlatego mamy dziś koalicje medialno-polityczno-partyjne.

- Tomasz Lis wpisuje się właśnie w ten model?

- Jest znany z tego, że nie kryje swych poglądów politycznych oraz - mówiąc delikatnie - swego sceptycyzmu do części opozycji. Rzadko bywamy w jego programach. Ja w ciągu tego dziesięciolecia byłem u niego tylko raz. Muszę jednak panu powiedzieć, że lubię czołówkę polskich dziennikarzy, a do niej zaliczam Tomasza Lisa.

- To dlaczego tak rzadko pan go odwiedza?

- Być może woli on rozmawiać o infrastrukturze, regulacjach i finansowaniu dróg z kimś, kto się na tym nie zna, bo wtedy łatwiej mu prowadzić program. Ktoś, kto się zna - tak jak ja - może program zepsuć, uczynić go nudnym i nie nakręcać oglądalności.

- Może ludowcy boją się doświadczenia i asertywności red. Lisa?

- Nie namówi mnie pan, żebym wystawił mu laurkę. Dziennikarze wolą zapraszać polityków emocjonalnych, których wystarczy napuścić na siebie. Życie jest nudne, a walka Najmana z "Pudzianem" ekscytująca. To jej chcą u siebie w programach nasi dziennikarze. Ja nie jestem politykiem "happeningowym" i może dlatego Lis nie widzi u siebie miejsca dla takich jak ja.

Janusz Piechociński

Poseł PSL