Nowy rozdział z Pawlakiem

i

Autor: Andrzej Lange

Janusz Piechociński: Nowy rozdział z Pawlakiem

2012-11-27 3:00

Janusz Piechociński w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Według "Wprost" premier Pawlak, odchodząc ze stanowiska, dał premie wszystkim swoim ludziom. Nawet kierowcom. Pochwalamy czy ganimy?

Janusz Piechociński: - Jeśli dobrze pracowali, to pochwalamy. Pamiętajmy jednak o tym, że czasy są trudne. Stąd każda taka decyzja musi być racjonalnie uzasadniona i bardzo czytelna, bo tworzy wrażenie, że jednym żyje się znacznie lepiej niż innym.

- Pochwalił pan Pawlaka, ale tak nie do końca.

- To nie kwestia pochwał. Uważam, że nie wolno odbierać szefowi możliwości, żeby nawet na odchodne podziękować ludziom za bardzo solidną pracę.

- A pan przyjmie tych samych ludzi?

- Tyle kontynuacji, ile jest tylko możliwe, i tyle zmiany, ile potrzeba.

- Czyli oni dostali premię, ale zostaną na swoich stanowiskach, tak?

- Oceni to minister gospodarki, a więc następca Waldemara Pawlaka.

- Lub wicepremier.

- Być może będzie łączył funkcje razem z wicepremierem. Być może będzie w innej konfiguracji.

- To pan będzie wicepremierem.

- Zobaczymy po posiedzeniu Rady Naczelnej PSL.

- Nie wpychajcie mnie w te buty, tak?

- To też. Poza tym nie przyjmujcie z taką łatwością, że tego nie przemyślałem i że coś mnie zaskoczyło.

- Po to pana wybrano, żeby został pan również wicepremierem.

- Nie tylko chcę zmienić i odświeżyć PSL. Stawiam sobie za cel podstawowe zmiany polskiej polityki.

- Co dalej z Pawlakiem? Są plotki, że ma wejść w biznes z Chińczykami, którzy podobno mają o nim bardzo dobre zdanie.

- Nie znam planów Waldka. Na pewno będzie członkiem PSL i klubu parlamentarnego. Chciałbym też, żeby wykorzystywał swój potencjał wzmocniony pięcioma latami kierowania polską gospodarką i koordynował politykę antykryzysową. Proszę zwrócić uwagę, to nie była galanteria ani żadna frywolność i próba wprowadzenia Waldka w kanał.

- Co nie było frywolnością?

- Moja propozycja, aby pozostał w rządzie do wiosny, kiedy należy się spodziewać jego rekonstrukcji...

- Niektórzy odebrali to jako kurtuazję.

- Fetyszyzujemy zwycięzcę, a gnębimy pokonanego. Po co? Może idźmy pod prąd i zapamiętajmy z tego, co robił, tylko to, co najlepsze. Za często też w Polsce tracimy czyjeś doświadczenie.

- Pawlak mówił o panu "Smerf Maruda". Zabolało?

- Ależ skąd! Przecież to jedna z najsympatyczniejszych postaci w rodzinie niebieskich ludzików. (śmiech).

- Jakie są teraz stosunki między panem a Pawlakiem? Rozmawiacie ze sobą?

- Tak, na przykład na klubach parlamentarnych. Zresztą zostawmy już rozdział pt. rywalizacja Pawlak - Piechociński. Został już napisany. Być może otworzymy niebawem nowy. Liczę na mocny, merytoryczny głos - nie tylko Waldemara - w dyskusji o kształcie polityki gospodarczej, o zmienianiu PSL. O tym, jak globalizacja wpływa na polską wieś i polskie rolnictwo.

- Mówi pan, że trzeba napisać nowy rozdział, ale czy pan nie korzystał trochę z czarnego PR, wydając przed kongresem PSL gazetkę pt. "Ludowiec mówi"? Cytuję: "W sobotę dostaniecie do rąk numer kongresowy naszej wspólnej gazety "Zielony Sztandar". Piszę "wspólna", bo jest przez nas finansowana. Jednak w tym numerze nie dowiecie się, że jest dwóch kandydatów. Nie dowiecie się, że startuje Piechociński. Jedynym kandydatem jest Waldemar Pawlak. (…) Wybierając Waldemara Pawlaka wybierasz Józefa Szczepańczyka i jego wielkie zarobki (…) zgadzasz się na Jolantę Fedak, która przegrywając wybory na posła, w nagrodę dostała 3 Rady Nadzorcze".

- W wydaniu kongresowym nie było miejsca na Piechocińskiego. O przepraszam, było - ponieważ jestem Wodnikiem, horoskop Wodnika był przedstawiony. Więc akurat tu się znalazłem. Każdy miał taki arsenał sił i środków, jakimi dysponował. Łatwiej było oczywiście Waldemarowi. Stąd jeszcze większe zaskoczenie dla obserwatorów z zewnątrz. Chyba po raz pierwszy, nie tylko w polskiej demokracji, zwykły poseł wygrał z wicepremierem i ministrem gospodarki, który przez ostatnie siedem lat kierował PSL.

- Tak, to było faktycznie zaskoczenie.

- Ale nie dla mnie. Ja miałem to wszystko mocno policzone. Od pierwszego zjazdu powiatowego w Radomsku, od pierwszego zjazdu wojewódzkiego w Dobieszkowie pod Łodzią, a później przez Poznań. Objechany kraj, kilkanaście tysięcy kilometrów...

- Ale to tylko 17 głosów różnicy.

- Kiedyś jeden stan, a w zasadzie ok. 270 głosów zdecydowało o tym, kto został prezydentem USA. Żadnego podziału w Stanach nie było. A jakie były komentarze po kongresie? Że Stronnictwo podzielone...

- Zadeklarował pan, że będzie zmieniał PSL, które do tej pory, głównie dzięki taśmom Serafina, kojarzyło się z korporacją zapewniającą swoim ludziom stanowiska. Nie boi się pan, że ci ludzie, którym pan to zabierze, później się odwrócą od pana?

- Oczywiście mają taki wybór. Ale chcę zwrócić uwagę, że w PSL 99,99 proc. ludzi nie jest w radach nadzorczych, nie uczestniczy w tej patologii. Ja byłem jedynym politykiem, który z taką stanowczością mówi, że nie godzi się na PSL, które pokazały taśmy Serafina, bo prawdziwe PSL jest inne. Jest społecznikowskie, solidarne, racjonalne.

- Niewiele wiem o tym PSL.

- Widzi pan, jakie przede mną ciężkie zadanie! Ale nie tylko mamy patrzeć na to, co wydarzyło się z PSL w kontekście taśm Serafina. Przecież później media pokazały, że bywało tak też w innych partiach. Chodzi o to, żeby z tą patologią systemowo się rozliczyć i ją zwalczać. Ale to nie koniec! Nie może być tak, że politycy płacą cenę nieudolności czy nieodpowiedzialności urzędników czy ludzi, których powołali na funkcję. Ci ludzie też muszą płacić tę cenę. W związku z tym bardzo transparentne pokazanie, gdzie kto jest, na co głosuje, za co odpowiada, na co przyzwala albo nie przyzwala. I wtedy nie będzie tego typu sytuacji.

- Tusk wraca z unijnego szczytu na razie bez pieniędzy.

- Jestem przerażony, że zaczęliśmy rozmawiać o szczycie, dopiero gdy on nadszedł. Szkoda, że zaczęliśmy od słynnego wideoklipu PO z poprzedniej kampanii i od kwoty 300 mld i licytowaliśmy się, kto da więcej.

- Mamy w ogóle szansę na te pieniądze?

- Okazuje się, że nawet MFW, w końcu swego czasu siedlisko liberalizmu i monetaryzmu, mówi wyraźnie, że trzeba pogodzić walkę z deficytem z racjonalnością wydatków, pobudzaniem inwestycji i chronieniem miejsc pracy. To jest poważny sygnał.

- Pan mówi tak, jakby bronił sytuacji, w której nie dostaniemy tych miliardów.

- Nie, ja tylko pokazuję, że Brytyjczycy grają nie fair z nami wszystkimi. Zresztą po raz pierwszy Europa na etapie budowania budżetu jest tak niesolidarna i tak antagonistyczna.

- Mógłby pan wejść w koalicję z PiS?

- Wydaje się, że w tym parlamencie nie ma alternatywy dla obecnej koalicji i rządu. Jest za to alternatywa dla obecnej nienawistnej polityki.

- Będzie pan negocjatorem między Kaczyńskim a Tuskiem?

- Proszę zwrócić uwagę, że gdy premier jest w Brukseli i mówimy o tym, że wszystkie ręce na pokład w walce o dobry budżet, to z klubu PO płynie sygnał o Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry. To najcięższe możliwe obciążenie dla polityka.

- Tusk o tym nie wiedział?

- Nie wiem. Premier miał w Brukseli bardzo dużo dystansu, a PSL ma go jeszcze parę kilometrów więcej i w imieniu naszej formacji mówię wyraźnie - dzisiaj tego typu elementy w polityce trzeba chłodzić, a rozgrzewać inne, pozytywne.

- Podobno zebrał pan osobiście grzybki dla prezydenta Komorowskiego?

- Tak, obiecałem panu prezydentowi, że dostanie ode mnie słoiczek prawdziwków i kozaczków. Zebrałem je i dotrzymam obietnicy. Zresztą w tym roku wyniosłem z lasu blisko 300 kg zdrowych grzybów.