Zarabia, zarabia... Ale nie ma tych pieniędzy w zaskórniaku - tylko odbiera mu je w podatkach bezlitosny reżym. Średnio wykwalifikowany robotnik mógł utrzymać niepracująca żonę i pięcioro dzieci. Czasem zdarzało się dziesięcioro - też mógł utrzymać, bez żadnej pomocy społecznej, ale to już była bieda. Dlaczego wtedy ludzi było stać? Bo nie było żadnej pomocy społecznej. Jeśli dostajemy coś od państwa - to najpierw musimy to zapłacić (na ogół w formie ukrytych podatków), i jeszcze opłacić dwóch urzędników: tego, co pobiera podatki, i tego, który przydziela pomoc. Tam, gdzie istnieje pomoc społeczna, bieda z konieczności musi być znacznie większa. Wtedy podatki w zaborze pruskim i rosyjskim wynosiły ok. 7 proc. Tylko w Królestwie Galicji i Lodomerii, czyli w zaborze austriackim, wynosiły 12,5 proc. - stąd słynna bieda galicyjska. Kto mógł, uciekał wtedy z "Golicji i Głodomerii" do Ameryki: Polacy, Żydzi, Czesi, Słowacy, Niemcy... Wszyscy! Obecnie podatki wynoszą ok. 83 proc. Unikamy ich, ile się da - często oszukując - i w efekcie płacimy tylko ok. 56 proc. Ponad pięć razy więcej niż sto lat temu. Więc pomimo wspaniałego rozwoju techniki - nie jest dobrze. I następny wniosek: praca kobiety w domu - bo to jest PRACA, proszę feministek (które o tym nie wiedzą, bo nie mają dzieci...) - jest znacznie bardziej wartościowa niż praca poza domem. Oceniam, że 80 proc. kobiet marnuje swoje talenty i zdolności, przekładając papierki lub suwając skrzynki w sklepie. Co więcej: ich "praca" poza domem jest często. szkodliwa! Ale co mają robić, gdy ten nieludzki reżym rabuje ich mężów? Proszę policzyć: z reguły zarobek żony po odjęciu podatku równa się podatkowi płaconemu przez męża. One muszą zostawić dzieci i iść pracować poza dom - bo państwo w ramach "pomocy rodzinie" rabuje ich mężów. Dlaczego tak się dzieje? O tym za tydzień...
Janusz Korwin-Mikke: Tylko 4700 dla żony???
W "Super Expressie" pojawił się artykuł podpisany MROK, z którego wynika, że przeciętny mąż powinien płacić zajmującej się domem żonie 4700 zł miesięcznie - bo tyle warta jest jej praca. MROK nie docenił pracy kobiety w domu. Dobra gospodyni zna najlepsze i najtańsze sklepy. Kupując w nich, może więc zaoszczędzić ponad 20 proc. pensji męża. Czyli jej praca w domu warta jest raczej 5500 niż 4700. Jak to się dzieje, że mężowie potrafią utrzymać tak kosztowne istoty?!? Otóż, po pierwsze: wyliczone koszty pracownic, które musiałyby zastąpić panią domu, podane były z podatkiem. A właściwie z wieloma ukrytymi podatkami. Bez tych podatków (bo praca pani domu nie jest JESZCZE opodatkowana) okazałoby się, że to jest raczej 1800, a nie 4700 czy 5500. Po drugie: męża stać - bo skoro zarabia przeciętnie 10 000 złotych. że co? Że przeciętny mężczyzna tyle nie zarabia?