Janusz Korwin-Mikke: Opiekunowie

2011-02-01 11:45

Wyobraźmy sobie mamusię. Mamusia jest zalatana - ma pełne ręce roboty. Tak naprawdę - to głównie zajęta jest sprawami syna... Robi to od 30 lat. Najpierw go karmiła, podcierała pupę i sprawdzała, czy aby nie upadnie i nie nabije sobie guza. Synek, prowadzony cały czas za rączkę, wyrósł na młodzieńca cokolwiek niemrawego. I zahukanego.

Mamusia wybrała mu szkołę, potem studia, wreszcie posłała do pracy. Nieustannie pilnuje, by się nie przeziębił. Sama kupuje mu nie tylko szaliki, buty i garnitury, nie tylko karmi - ale bardzo starannie pilnuje, by nie spotykał się z niewłaściwymi panienkami. Szczerze pisząc: do tej pory żadna nie okazała się właściwa...

Mamusia haruje całymi dniami, nieustannie o synku myśli, stara się odgadnąć jego potrzeby. Wyjątkowo troskliwa mama. Czasem w gronie podobnych sobie mamuś, na jakimś "szczycie" czy "konferencji" poświęconej opiece nad synami, trochę na synka narzeka - że tyle ma z nim kłopotu.

Przeczytaj koniecznie: Janusz Korwin-Mikke - wszystkie felietony

Inne mamusie doskonale ją rozumieją. Nawet założyły Unię Mamuś. Unia jest po to, by - jeśli któryś synek zechce się zbuntować - inne mamusie rzucały się na niego i dobrotliwie tłumaczyły, że ma najlepszą mamusię na świecie. Każdy z zewnątrz powie, że mamusia krzywdzi syna. I sama haruje jak dzika świnia - nie dosypia, martwi się... Dlaczego ona to robi??

Niektórzy psychologowie mówią: syndrom nadopiekuńczości. A niektórzy złośliwi cynicy zauważają, że z zarobionych przez synka 3000 mamusia zabiera mu 2500 - z czego tysiąc wydaje na własne potrzeby... No - niedokładnie. Na własne potrzeby wydaje 200. Np. na papierosy, bo przecież musi nerwy uspokoić. Pozostałe 800 idzie na wynajęcie detektywa, który sprawdza, z kim synek się spotyka, na bezsensowne jeżdżenie taksówkami po mieście. Z tych 800 złotych mamusia nic nie ma. Synek, oczywiście, też. Są to pieniądze zmarnowane.

Otóż dokładnie tak samo wygląda dzisiejsze państwo. Dawniej państwo zajmowało się wynajmowaniem żołnierzy - by strzegli kraju przed wrogiem, i policjantów - by strzegli nas przed złodziejami, bandytami, i pilnowali, by wyroki niezależnych sądów były wykonywane. Natomiast nie zajmowało się "opieką" nad swoimi poddanymi!!!

Ojciec - w odróżnieniu od matki - jak najszybciej puszcza dziecko na szeroką wodę - by uczyło się życia, by nabierało zaradności. Już w wieku 12 lat chłopak powinien umieć coś zarobić. W rodzinach zamożnych chodzi o wychowanie - w rodzinach ubogich jest to często cenny wkład w budżet. Dziś nie rządzą ojcowie, tylko matki. I zamiast państwa mamy państwo opiekuńcze - które tym się rożni od państwa, czym krzesło elektryczne od krzesła. Państwo-niańka.

Państwo to jest cholernie kosztowne. Nie żal przy tym tych 200 zł na mamuśkę - tylko tych 800 marnowanych bez sensu. Ale co najgorsze: ten 30-latek tak do tego przywyka, że bez mamusi nie potrafiłby już żyć! I sam domaga się, by mamusia nadal się nim zajmowała. Paranoja? Tak. I w niej właśnie żyjemy!