Człowiek chce sobie dobudować coś do swojego domku na swoim terenie. No to dzwoni do firmy dostarczającej cegły, dzwoni do szwagra umiejącego murować - i na drugi dzień przybudóweczka stoi. Kuzyn szwagra umie jeszcze tynkować. I to jest życie w normalnym kraju. Kraju niebędącym pod okupacją bandy biurokratów. Oczywiście jest jakieś prawo mówiące, co wolno budować. Jest jakieś prawo osiedlowe mówiące, że np. nie wolno na tym osiedlu budować domów powyżej dwóch pięter. Ale jeśli buduję zgodnie z tym prawem - np. nie bliżej niż cztery metry od chałupy sąsiada - i zgodnie z prawem osiedlowym? To nie muszę mieć żadnego pozwolenia. Tak samo nikt nie sprawdza, czy szwagier ma dyplom murarza. Liczy się, czy umie murować.
A kto to sprawdza? Ten, kto płaci. On przecież nie jest idiotą, by płacić za budowlę, która się zawali!
A dziś zgodę wydaje urzędnik. Może i lepiej zna się na murarzach. Ale to właścicielowi bardziej zależy, by się nie zawaliło - a nie urzędnikowi. Więc to właściciel powinien decydować - a nie urzędnik! Proste. Normalne. Tak zawsze było.
W normalnym kraju, gdy kończy mi się lekarstwo - np. OLFEN - to idę do apteki i kupuję sobie OLFEN. W kraju pod okupację biurokratów muszę iść do lekarza. Prywatnemu zapłacić w gotówce - państwowemu zapłacić swoim czasem straconym w kolejce. I dopiero potem idę do apteki. W normalnym kraju to wszystko jest niepotrzebne. W normalnym kraju uważa się, że dorosły człowiek wie, co robi - i nie potrzebuje Wielkiej Niańki, która by patrzała mu na ręce, by się nie skaleczył albo nie przewrócił. I w takim kraju można spokojnie żyć. Nie tracić całego życia na wypełnianiu papierków, staniu w kolejkach...
Trzeba tylko zrozumieć, że to urzędnicy są NIEPOTRZEBNI. Śnieżek leży na polach równo, choć żaden socjalistyczny urząd nie wyrównuje... Socjaliści mówią, że oni muszą wyrównywać - by było "sprawiedliwie społecznie". A ja mówię: ma być sprawiedliwie. A sprawiedliwie - to nie znaczy, że ludzie mają po równo - tylko: ci, co pracują solidnie mają mieć znacznie więcej niż lenie i obiboki. Socjaliści mówią, że ludzie chcą równości... Bzdura. Tak mówią... A w praktyce niech ktoś zarabia jako murarz 3500 zł. I kolega murarz też 3500 zł. I temu pierwszemu rodzi się dziecko. Więc zasuwa jak głupi, by mieć na wózek i becik - i zarobił 4300... ... czy ten człowiek zgodzi się, by kolega murarz, który nie zasuwał, też dostał równo z nim? 4300? Nie. Ta "sprawiedliwość społeczna" byłaby skrajną niesprawiedliwością. I pracodawca o tym wie. Temu, co pracuje więcej, płaci się więcej. Nie dlatego, że to docenia - tylko dlatego, że jak nie, to tamten ucieknie do innego, sprawiedliwego pracodawcy. Natomiast urzędnicy dbają - przez podatki - by tym, co pracują więcej, zabrać - i dać tym, co nie pracują lub pracują na pół gwizdka. Dlatego lenie i nieroby głosują na socjalistów, na lewicę...
A ludzie normalni chcą, by było normalnie.